piątek, 7 czerwca 2013

"Dzień dziecka"

Od waszej, ubóstwianej, wielbionej idolki! (żart) :D
Witajcie po długiej przerwie. Pewnie beze mnie i mojej głupawej twórczości się zanudziliście przez ten czas. Tym razem pomysłodawcą stał się mój kolega z GFC - SINEDO. Dziękuję za świetny pomysł. :) Oprócz tego napiszę o dniu dziecka. Zastanawialiście się ile SK mogą mieć lat??? Matematycznie w 3 sezonie powinni mieć 23, ale szczegół. :) W moich oczach nadal są dziećmi, a przynajmniej dają takie świadectwo na tym blogu.

Micro-Ice's Diary
   Był sobie 1 Czerwca. Tego dnia Snow Kidsi planowali urządzić imprezę (czyli baaaardzo duży poczęstunek) z okazji dnia dziecka. D'Jok zajął wcześniej łazienkę, a biedny M-I czekał i czekał. W końcu, na jego nieszczęście, okazało się, że Dee zjadł poprzedniego dnia bardzo duży kalafior i miał rozwolnienie. W skutek cała łazienka przestała być łazienką, a cały hotel trzeba było wietrzyć. Rury od kibli we wszystkich pokojach były pozatykane, więc Snow Kidsi wybrali się na wycieczkę do Toi Toia. Stali na ulicy w kolorowych, barwnych szlafroczkach i grzecznie czekali w kolejce. Wtedy obok nich przeszła Haniack jak gdyby nigdy nic, rozpowiadając iż prawdziwa, nadobna dzieweczka idzie się umyć w studzience. Już miała przyjść kolej na Rocketa, gdyż z drzewa zeskoczyła Babcia Stefcia i go porwała w nieznane. D'Jok cały czas pierdział, więc zamknęliśmy go w kwarantannie. - To było najlepsze wyjście, choć nikt dokładnie nie wiedział czy jest tam jakiekolwiek powietrze. :) W pewnym momencie przyszedł upierdliwy Artegor, stwierdził, że nie chce mu się czekać i zajął nam łazienkę. Mark był oburzony tym zachowaniem, więc zablokował mu drzwi i wrzucił Toi Toi (razem z załatwiającym się Artegorem w środku) prosto do rzeki, która płynęła gdzieś hen, daleko... Wyszło na to, że wszyscy poszli do lasu, gdzie właśnie nakręcali najnowszy odcinek "Animal Planet" i załapaliśmy się do filmu.
   Po tych porannych przygodach wróciliśmy do przewietrzonego hotelu, gdzie czekał na nas Aarch. Weszliśmy i zajęliśmy miejsca przy stole pełnym ciasteczek. Nagle spod stołu wyskoczył pewien starszy pan i się przedstawił:
- Witajcie, młodzi człowiecy! Jestem Dziadek Roman. Jestem prapradziadkiem waszego trenera Aarcha. Mam 356 lat, mieszkam na wsi, w domu jednorodzinnym razem z 3000 owcami, 2500 świnkami, 5000 kurami, 500 koniami i 700 krowami. Przyniosłem wam podarunka w postaci ciasteczek zdatnych do spożycia, ponieważ uwielbiam upiekać! Jak pojecham na farmę to zawsze mogę wam wyślić taką paczuszkę ciasteczek. Mam ja także bardzo smaczne lody czekoladowe, własnego robienia. Życzem wam smacznegoo!
- Nie chciało nam się już niczego komentować, więc zabraliśmy się za jedzenie. Najpierw w 3 minuty pochłonęliśmy wszystkie ciastka, a potem w 5 minut lody. Dziadek Roman patrzył na nas wytrzeszczając oczy o_O.
- Ble! Jak ktoś może to jeść! Czy aby na pewno to są lody!? - Powiedziała Haniack. - Nie wiem jak wy ale ja idę się wyrzygać za okno, a nóż wpadnie to na jakiegoś przypadkowego przechodnia i będzie śmiesznie. Huhuhuhu... - Po czym Roman jeszcze bardziej wytrzeszczył oczy o_O i przemówił:
- Młoda damo! Proszę lepiej zachownij się cywilizowanie! Za moich czasów ludzie byli mądrzy, szlachetni, dobrze wychowani...
- A WIECIE, ŻE LUBIĘ MAJONEEEZ??? - Haniack szybko zmieniła temat.
   Po czasie od dań Dziadka Romana wszystkich bolały brzuchy, a on nam wpychał jedzenie pod argumentem, że jesteśmy za chudzi, a grubi są zdrowsi i atrakcyjniejsi.
   W końcu do hotelu wszedł cały mokry i wściekły Artegor.
- Kto to zrobił!!!??? - Wykrzyknął. Wszyscy, jakbyśmy się porozumiewali telepatycznie, wskazaliśmy na dziadka Romana, który jeszcze bardziej wytrzeszczył oczy o_O. Zdegustowany Artegor wyrzucił wytrzeszczającego oczy o_O Dziadka Romana przez okno. Na naszą korzyść wpadł na przypadkowego przechodnia i spoglądał na niego z jeszcze bardziej wytrzeszczonymi oczami. o_O
   Po wizycie owego dziadka, odwiedzili nas rodzice dając nam drobny podarek w postaci 20 lodówek z lodami. Bez mniejszego zastanowienia zaczęliśmy je jeść bez opamiętania, wszyscy zemdleliśmy, obudziliśmy się pod wieczór i postanowiliśmy założyć stragan uliczny, gdzie to je sprzedamy małym kurduplom. 
   Wszyscy pod wieczór byliśmy bardzo zadowoleni z udanego dnia dziecka. - Oprócz Marka.
- Co się stało, Mark? - Zapytała Tia.
- I wy jeszcze pytacie co się stało!? Jak mogliście tak brzydko potraktować dziadka Romana!? Widziałem w nim swoją pokrewną duszę! Był do mnie tak myląco podobny! Chciałem się zaprzyjaźnić! Buuu..! - Niewzruszony Sinedd powiedział:
- Mógłbyś się już przymknąć.
- Przymknąć to se możesz klapę od klozetu! - Odpowiedział Mark.
- Haha, no to tym bardziej się przymknij pusta klapo! Radzę ci napij się Domestosa, przyda ci się.
- Jak możesz się śmiać, jak ja tu cierpię! Z Romanem mogłem ułożyć sobie życie!
- Świetnie, to się z nim pobierz, kiblu! - Odpowiedział Sinedd.
   Mark uznał, że zamierza też mieć farmę, więc poszedł na akilliańskie ulice szukać zwierzyny. D'Jok dusił się zamknięty w kwarantannie, Rocket został porwany przez Babcie Stefcie, Dziadek Roman pojechał i nie zawracał nam już głowy, a Ahito jak zwykle sobie drzemie. Większość idiotów mamy z głowy, zaś druga połowa została w hotelu. I żeby nie było, wszyscy, bez wyjątku, są idiotami! - Choćby nie wiem co, zawsze nimi byli, są i będą forever!

Dziękuję, idioci, za to, że żyjecie! Choć idioci
moim zdaniem, dzielą  się na fajnych i niefajnych
ale mniejsza. Rozdział w większości
wymyślony przez Kacpra, dedykuję Kacprowi i
oczywiście mojej prze kochanej Lauruśce.
:*

HANIACK

1 komentarz:

  1. Hania o mnie mówi :D to ja jesj pomagałem hehe i dziękuje ale ja można powiedzieć, że zrobiłem streszczeniea Hania to rozszerzyła, a i tak dziękuje. :)

    OdpowiedzUsuń