sobota, 17 maja 2014

"Galaktyczne dni sportu cz.2"

Micro-Ice’s Diary:
Trzy donośne trzaśnięcia w drewno. Następnie przerażające skrzypienie otwierających się powoli drzwi... i krzyk. Następnie parę ciężkich kroków niebezpieczeństwa. Owo niebezpieczeństwo zbliża się do kolejnych drzwi, wali w nie pięścią ile sił… i znów agoniczny krzyk ofiary. I niezmiennie działo się tak z jeszcze parę razy podczas mojego niespokojnego snu. Aż nagle uświadomiłem sobie, iż mieszam koszmary z rzeczywistością. Ktoś naprawdę krążył po hotelu Genesis od jakiegoś czasu i właśnie kierował się ku kolejnemu przystankowi w swojej trasie, którym był naturalnie nasz pokój.
Usiadłem na brzegu łóżka ze spuszczoną głową, ocierając czoło, na którym perliły się krople potu. Trząsłem się jak galareta, nie wiedzieć, czy z zimna, czy z lęku. Czasu zostało niewiele, zresztą ubywał w niewyobrażalnym tempie. Wziąłem głęboki wdech i rozejrzałem się dokoła w poszukiwaniu kogoś przytomnego, kto byłby w stanie pośpieszyć mi z pomocą. Niestety, wszystkich kolegów ogarnął błogi sen, a ja musiałem działać sam.
Sam.
Czyżby?
Mógłbym posłużyć się bronią.
Mój wzrok padł na leżącą swobodnie w koncie miotłę. Sprzątaczki zostawiły ją tu na noc, aby móc rano posprzątać, mając sprzęt pod ręką. Nie spodziewały się jednak, że mogą owej chwili nie dożyć…
Przybrałem pozę pełnej gotowości. Z sercem na karku usłyszałem, jak kroki „niebezpieczeństwa” zatrzymują się przed drzwiami, zapewne niecały metr przede mną. Drzwi otworzyły się zamaszyście. Przełknąłem ślinę. Cień bliżej niezidentyfikowanego osobnika zbliżał się powoli, aż tu nagle…:
- Micro-Ice!!! – krzyknął entuzjastycznie Mark na mój widok. Tak, to był Mark w czystej postaci, a w dodatku… nagi.
Z tego, co pamiętam, piraci go wyrzucili spadochronem do tunelu miłości, podczas gdy próbował utrudnić nam lot, łażąc po statku i robiąc głupie miny. Ale …
- Dlaczego jesteś goły jak święty turecki?!
- Widzisz, wylądowałem przypadkiem w sadzawce, chyba nie taki był ich zamysł… - Podrapał się pod pachą. – Moje kunsztowne odzienie całkiem przemokło, więc wywiesiłem je na antenie telewizyjnej Artegora, a sam postanowiłem zlokalizować nasz hotel, dotrzeć do pokoju i zaiwanić ubrania D’Jokowi. Poza tym; Ach, jak ja się cieszę, że cię widzę!!! – I zaczął mnie obejmować, co nie było najprzyjemniejszym doznaniem.
Wtem do pokoju wtargnęła rozgniewana Kernor i zobaczywszy tulącego się do mnie Marka, stanęła jak wryta.
- A więc to ty go na mnie nasłałeś! – wycedziła mechanicznym głosem, wskazując na mnie palcem.
- Ja?! Skąd! – Próbowałem się obronić, jednak Kernor spoglądała na mnie, groźnie mrużąc oczy.
- Nie ujdzie ci to na sucho, dowcipnisiu jeden!!! – To rzekłszy, rzuciła się za mną w pogoń.
Trudno było uciec przed agresywną bramkarką Ryckers, która za mną z wiadomych przyczyn nie przepadała, w małym pokoiku hotelowym. Aby nie potknąć się o rozrzucone na podłodze tarkę do sera, wyciskacz do cytryn itd., musiałem pokonywać dystanse, biegając opętańczo w koło i skacząc po łóżkach kolegów. Wszyscy się rozbudzili prócz spoczywającego w pokoju (hotelowym) Ahito.
- Co jest? – D’Jok dopiero co się zapytał, oberwał pomarańczą, która miała najprawdopodobniej trafić we mnie. Następnie rudowłosy kolega został obsypany również gradem innych owoców. Okazuje się, że napastniczka miała już wcześniej przygotowaną amunicję w gaciach.
Naprędce pozbierałem ładunek, wrzuciłem do blendera i zacząłem wszystko to mielić z otwartą pokrywą, pryskając w stronę Kernor, co niestety minęło się z celem, gdyż poszkodowani zostali tradycyjnie moi koledzy. Ryckersiara nieustannie ciskała we mnie różnego rodzaju jedzeniem, a tymczasem ja otworzyłem walizkę D’Joka i w ramach obrony opróżniłem jej całą zawartość. Następnie zacząłem pryskać pastą do zębów, szamponami i płynami do kąpieli, aż skończyły mi się koncepcje. Koniec końców zabrałem Sineddowi pościel, który – orzesz siwy dym – spał bez ubrań, i zarzuciwszy ją Kernor na głowę, owinąłem ją, tak że zdawała się przypominać motyl próbujący usilnie wyjść się z kokonu. Całość wyrzuciłem za okno, gdzie nieumyślnie wpadła na akurat przechadzającego się D’Jado. Wreszcie obudził się Rocket i z worami pod oczyma zapytał:
- Czy można wiedzieć, co jest grane? – Jednak nie zdążył otrzymać jasnej odpowiedzi, gdyż z kaloryfera niespodziewanie wyskoczyła Babcia Stefcia i go porwała na kolejne długie godziny. Dopiero po tym wszystkim zacząłem się zastanawiać, ilu ludzi będę zobowiązany przeprosić…

Długo nie potrafiłem zasnąć. Z między innymi tego powodu postanowiłem wybrać się na przechadzkę i pozwiedzać atrakcje hotelu.
Rzeczywiście, natknąłem się na całkiem pokaźny basen. Raptem przypomniałem sobie o tym, co powiedział mi poprzednio Artie, zanim rozpłynął się w powietrzu: ,,… po prawej od basenu w waszym hotelu znajduje się niewielki lasek. Na samym środku rośnie dorodna śliwa. Musisz pociągnąć za owoc w kolorze niebieskim i wypowiedzieć hasło, które brzmi: „Ach, jakże mnie boli kolano!” Nasza tajna baza pojawi się bezzwłocznie…” Po chwili zastanowienia zaśmiałem się diabolicznie i uciekłem w stronę lasku.
Gdy dotarłem na miejsce, otoczony zewsząd gęstą zielenią, szybko spostrzegłem wiszący na samym środeczku niebieski plastikowy banan. Pociągnąłem zań, aż się zapalił, migocąc na przemian w kolorach zielonym oraz czerwonym i wyglądając jednocześnie niczym jedna z bożonarodzeniowych dekoracji. Wówczas wykrzyknąłem donośnie:
- Ach, jakże mnie boli kolano!!!
- Dzięki za info – odburknął przechodzący nieopodal ogrodnik.
Momentalnie spod moich nóg zniknęła, jeszcze rosnąca tu przed minutą, trawka i wpadłem do dziury. Niemniej nie wylądowałem tak, jak się tego spodziewałem; Otóż wspaniałomyślni piraci przygotowali tam trampolinę, aby goście nie poobijali sobie karków, zatem odbiłem się od niej, frunąc wysoko w powietrze i – jak się okazuje – ponad cały lasek. Później znowu spadałem, spadałem, straszliwie szybko, a potem ponownie wystrzeliłem w górę. Powtórzyło się to tyle razy, iż cały hotel zdążył zebrać się w oknach swoich pokoi, aby wspólnie głowić się nad tym, od kiedy to Micro-Ice potrafi latać.
W pewnym momencie Artie uzmysłowił sobie, że w takim obrocie spraw nigdy nie wyląduje w pirackiej bazie. Dlatego też postanowił rozwiązać problem, podmieniając trampolinę na dmuchany basen pełen budyniu waniliowego. Wreszcie wpadłem do środka i w nagrodę za tak przeogromne poświęcenie mogłem spożyć całą zawartość.
- Hej, skrzacie! – przywitał mnie Artie.
- Co jak co, ale w goszczeniu ludzi jesteście nie do przebicia – oznajmiłem, po czym podjąłem temat, na który zamierzałem z Artiem podyskutować. – Zdaje mi się, że wszyscy się na mnie poobracali. Nie mam pojęcia dlaczego! – To mówiąc, uśmiechnąłem się niewinnie. – Pomyślałem, że z przyjemnością spędzisz ze mną trochę czasu.
- No, w zasadzie od dawna miałem zamiar włamać się do tutejszej spiżarni.
- Ooo! To wspaniale!

Od zaraz opuściliśmy tajną piracką bazę, a w drodze do hotelowej spiżarni, Artie pokazywał mi wiele ciekawych gadżetów.
- To jest lornetka.
- Też tak myślę – odparłem.
- Jednak, gdy przez nią spojrzysz, masz opcję prześwietlania różnych rzeczy, licznik kalorii oraz codzienny horoskop. – Kolega uśmiechnął się triumfalnie, po czym podał mi przedmiot do przetestowania.
Stanąłem naprzeciw ściany z zewnątrz hotelu, a lornetka ukazała mi Aarcha i Artegora oblewających się bitą śmietaną pod prysznicem. Całość wyniosła 3560 kcal, a horoskop napisał mi: „Urodzisz syna”.
Nieco wstrząśnięty oddałem Artiemu gadżet, ciekawy dalszych prezentacji.
- A oto magnes. – Też tak myślałem, z drugiej strony nie zdziwiłoby mnie, gdyby ów magnes posiadał opcje niemagnesu. – Jeżeli włożysz ten magnes do tego pistoletu … - Po czym wyjął z kieszeni rożek angielski - … to możesz go wystrzelić w dowolną osobę. Wtenczas dana osoba przyciągnie wszystkich ludzi wokół o promieniu 10 km. Na razie może lepiej nie testować…

Po pięciu minutach dotarliśmy do hotelu wejściem awaryjnym, a wtedy Artie przedstawił mi kolejno manewry:
- A więc najpierw schowamy się do tych koszów na śmieci. Następnie siadamy w tamtym koncie, gdzie siedzi ten dziadek. Gdy będą przechodziły kucharki, będziemy głośno bąkać, bekać i klepać je w pupy, tak aby się doń przyczepiły. Zrobi się nie lada zamieszanie, a wtedy szybko wbiegniemy do lodówki i zjemy cały zapas.

Podług planu kucharki szybko wściekły się rzekomym zachowaniem nieszczęsnego dziadka z gazetą. Kiedy tylko wszczęła się kłótnia, przemknęliśmy korytarzem i ukryliśmy się w lodówce. Nagle – czego nie zdołaliśmy przewidzieć – usłyszeliśmy zbliżające się ku nam kroki i dziwne głosy:
- Przynieś kiełbasę! Ale mu się oberwie! Hahaha!
- Weź także parę kotletów schabowych!
- I pierogi z twarogiem półtłustym! Haha, popamiętasz nas, gamoniu!
Wtem jedna, bardzo tłusta kucharka otworzyła szeroko drzwi lodówki i zastała tam mnie (z uśmiechem wypełnionym olbrzymim kawałkiem gorgonzoli) i Artiego (który właśnie dolewał sobie sosu grillowego do sałatki groszkowo-kukurydzianej, znajdującej się w jego buzi).
Kucharka złapała się za serce, pochwyciła w dłoń pięć szparagów i zaczęła nas gonić, krzycząc:
- Złodzieje!!! Łapać złodziei!!! – A za jej przykładem poszła reszta kucharek.
Co zrobiliśmy?
Mknąc przez korytarze hotelu Genesis, wpadliśmy do pokoju Clampa, otworzyliśmy na oścież drzwi łazienki, w której właśnie się załatwiał, i strzeliliśmy weń magnesem. Następnie wskoczyliśmy do czekającego na nas za oknem pirackiego helikoptera i stamtąd, dzięki wielkiej mocy lunetom, staliśmy się świadkami rekordu Guinnesa: Cały hotel zmieścił się w jednej toalecie.

_________________________________________________

Powyższy rozdział chciałabym dedykować przede wszystkim Matyldzie, mojej niezastąpionej przyjaciółce, która obchodzi dziś piętnaste urodziny.
Najmilszej, najszczerszej, najukochańszej, najcudowniejszej, najlepszej przyjaciółce życzę zdrowia (które właściwie dzięki Twojej modlitwie mam), szczęścia (które mi dajesz w każdej spędzonej z Tobą chwili) i spełnienia wszystkich marzeń (gdyż zasługujesz na o wiele więcej!). Kocham Cię z całego serca, dziękuję Ci za wszystko, a jest tego sporo, i obiecuję być lepszym przyjacielem oraz dostarczyć Ci tyle radości i śmiechu, na ile tylko mnie stać. Dziękuję, że mnie nie opuszczasz przez tak długi czas i mimo tych wszystkich przeszkód, jakie cięgle stają nam na drodze. Dziękuję Ci, że jesteś! :)
A bardziej bezpośrednie życzenia i prezent doniosę w poniedziałek. Obyśmy się prędko zobaczyły. :D
Haniack

7 komentarzy:

  1. Supcio! :D Nie mogłam się doczekać ; )
    Bardzo mi się podoba, chociaż to żadna nowość bo wszystko jest super śmieszne i boskie ^^ ! ;D
    Z zegarkiem w łapie czekam na next ; ) / spidergirl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obyś mi do tego zegarka nie przyrosła... xD

      Pzdr! ;*

      Usuń
  2. OMG! Świetny rozdział! Jeszcze trochę, a udławię się wonią ZAYEBYSTOŚCY :c
    WINCYJ! :3 Twoja najukochańsza Kadęza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wow świetne kocham to! :)
    Znasz jeszce jakies takie zaje*iste blogi jak twój? :DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A któżeś Ty?

      Nie, nie znam, bo jestem niedościgniona i najlepsza :P Znam jedynie całkiem niezłą podobiznę mojego: galctikfootball.blog.pl/2014/04/

      Usuń
  4. Haniack, Haniack, Haniack wybacz mi proszę, że dopiero teraz przybywam z daleka jak zwykle, ale taki zaciep życiowy, że po prostu ręce opadają, a Moc nie ma siły na przypływanie, tak samo jak medytacja x.x Trzeba ich opierniczyć, nie? xD
    To ja zaczynam + masz nalot lajków, których dawno nie dawałam :D Dlaczego nie odpowiadasz na moje pytania? ;-;
    Jakie rymy xD Hahahahaha... o matko xD Micro-Ice co Ci jest? xD Ty nie ogarze... gdzie jest mój idiota?! Nie! Nie ty Chazer! Wpadnę jak Patataj da nowego posta, teraz ja szukam innego idiotę. Nie! Ja Cię nie zdradzam! Won mi i daj komentować!
    Serce na karku, Mark nago... Ahahahahahahahahahahaahahahahahahaahahahahahahahahahahahahahahah... LEŻĘ I NIE WSTAJĘ! xDD Po prostu Mistrzostwo xD
    Biedny Micro-Ice ;-; Oni go tam gonią i nie wiadomo w kogo się tam jeszcze bawią xD Soł... ten kolejny rok życia na tej nienormalnej planecie działa na mnie źle xDD
    Co?! Nagi i bez kołdry? xD Haniack mym Mistrzem <3 Ahahahahahahahahahaha... o matko xD Czytam dalej xD
    Oł je! Babcia Stefcia ponownie w akcji! Oł je, oł je, oł je xDD Tak odbija mi xD
    Niebieski banan i ogrodnik... POZWÓL ŻE WRÓCĘ JAK WSZYSTKO PRZECZYTAM! XDDDDDDD Ahahahahahahahahahahahahaha... xD
    No po prostu leżę i nie wstaję, powala ten rozdział! Ogólnie dla mnie najlepsze Twoje twurczostwo. Jesteś wspaniała!
    Czekam na kolejny :*
    Niech Moc będzie z Tobą! <3

    Padawanka Anakina Skywalkera ^^

    OdpowiedzUsuń