niedziela, 15 czerwca 2014

"Tajne zapiski"

Micro-Ice’s Diary:
Jak zresztą dobrze pamiętacie, po ceremonii okazałem się szczęśliwym (a może nie?) znalazcą niejakiego zeszyciku krągłej wielbicielki Rocketa. Sam fakt ich rzekomych zaślubin rozbawił mnie do tego stopnia, iż postanowiłem zostać olśniewającą druhną, jednak moje marzenia o robieniu psikusów na uroczystości weselnej rozwiały się wraz z pojawieniem się nieproszonego zeszytu. Co to za zeszyt? Na pierwszy rzut oka zidentyfikowałbym go jako babciny pamiętnik pełen obliczeń kilokalorii (wszak na tak korpulentną figurę trzeba było długo pracować). Pomyliłem się.
Na pierwszej stronie widniał iście kuszący napis: Nie otwierać! Ściśle tajne! Postanowiłem zatem otworzyć. Pewna fotografia, skądś mi znajoma, od zaraz przykuła moją uwagę. Dalej były już tylko kartki, zwykłe papierowe, nabazgrane kartki, choć mogłyby się również okazać bezcennymi stronicami pełnymi zgrabnych liter napisanych już dawno wyschłym atramentem, które zespolone tworzą niesamowitą lekturę. Wieczny optymista, postawiłem na to drugie:
21 października roku kalendarzowego
Po wycieńczającym treningu na siłowni i śniadanka złożonego z babki marmurowej wsiadłam do autobusu, wedle typowego schematu obrazującego mój przeciętny dzień. Zamierzałam właśnie odwiedzić miejscowy basen, gdyż aqua-aerobik świetnie miał cudowny wpływ na mój metabolizm, a – muszę przyznać – dbałam o niego w nadmiarze. Wszystko spowodowane tym, że gdy byłam mała, wpadłam do kotła z zupą kalafiorową. Od tej pory niełatwo mi było zachować zgrabną sylwetkę, dlatego zdrowo się trzymam i czuję się niezwykle kobieco, utrzymując wagę 95 kg. Uważam, że waga idealna; figura przy takowej jest zarówno szczupła, jak i krągła. Ale to nie dla wszystkich tak ciekawe… W każdym razie wsiadłam dziarsko do rozgrzanego autobusu i bez problemu przepchnęłam się przez paru osobników, tak aby stać bliżej kasownika, ponieważ nad wyraz skutecznie kasował mój zły nastrój.
- Czy może pani odbić? – zapytał pewien jegomość z bilecikiem w ręku. Postanowiłam być uprzejma i grzecznie beknęłam. Mężczyzna spojrzał na mnie podejrzliwie i podał komuś swój bilet. Wtedy właśnie spostrzegłam siatkę mandarynek u któregoś z pasażerów i zasłabłam. Postanowiłam usiąść. Rozejrzałam się dookoła, lecz nie znalazłam ani jednego wolnego miejsca. Na szczęście całkiem nieopodal siedział sobie dobrze zbudowany przystojniaczek. A – jak wiecie – o przystojniaczku, że jest przystojniaczkiem, świadczy to, iż jest dobrze zbudowany. Wszakże to jest najbardziej przydatne (szczególnie do celów eksperymentalnych). A ja postanowiłam usiąść. Poprawiłam sobie spódnicę i rozsiadłam się wygodnie na kolanach młodzieniaszka.
- Hej! Co pani robi?! – zdziwił się chłopaczek. – Niech pani ze mnie natychmiast zejdzie!
- Kiedy jest mi strasznie słabo! – nie zamierzałam okłamywać mojego nowego wybranka.
- To niech pani wysiądzie!
- Ależ ja wcale nie wysiadam na Szpitalnej! Ja wysiadam na rondzie!
- Ale ja zamierzałem wysiąść na szpitalnej. Proszę mnie wypuścić! – Młodzieniec zaczął się słodko wiercić.
- Ach, kiedy mi jest słabo! – orzekłam donośnie, otarłszy sobie ręką czoło.
- Na pomoc! Chcę wysiąść! Niech ktoś zdejmie ze mnie tę grubą babę!!!
- Nie jestem gruba, tylko korpulentna. – Wtem podeszło do mnie parę osób, próbując mnie bezskutecznie podnieść. Co dziwne, nie przyniosło zamierzonych rezultatów.
- No nie, ja chcę wysiąść!
- Och, nie, ja też chcę wysiąść!
- To wysiadaj, psiakrew!
- Ale ja chcę wysiąść n a r o n d z i e ! – zakomunikowałam.
Wreszcie autobus dojechał do przystanku o nazwie „rondo kaponiera”. Postanowiłam wysiąść, jednak szybko przypomniało mi się, iż zostawiłam na kolanach pewnego przystojnego pasażera swoją torbę. Dlatego weszłam z powrotem tymi samymi drzwiami i gdy akurat autobus odjechał dalej, znalazłam poszukiwany przedmiot. Postanowiłam usiąść (na kolanach młodzieńca, który nadal karmił się nadzieją wysiąścia na Szpitalnej) i poczekać. Na co? Naturalnie na to, ażeby wysiąść na rondzie.
Po godzinie i czterdziestu trzech minutach wysiadłam na rondzie. Tutaj przyszło rozstać się z moim przystojniaczkiem, który zdecydował się dojechać tramwajem do Ogrodów, a następnie linią 91 bądź 82 podjechać do rzeczonej Szpitalnej. Nie byłam taka głupia, na jaką wyglądałam, i postanowiłam go śledzić.
Doczołgałam się, udając chodnik (było łatwo, gdyż moja bluzka była koloru ceglastego), a następnie przyczaiłam się za biletomatem. Oczywiście postanowiłam mieć przy sobie torbę.
Tymczasem nadjechała siedemnastka. Postanowiłam do niej wsiąść i schować się pod krzesłami. Chodzi o te poczwórne, z racji że pod innymi nie było nazbyt wiele miejsca dla człowieka o przeciętnych wymiarach takiego, jak ja. Gdy tak sobie siedziałam skulona, tylna kieszeń mojego wybranka zaczęła pociągająco drgać. Okazało się, że to tylko telefon. Postanowiłam podsłuchać, o czym mowa.
- Halo? … Sorry, Aarch. Trochę się spóźnię. Mam małe kłopoty z dojazdem. … Będę na treningu! … Za jakieś piętnaście minut. … Dobra, to na razie.
Mój wybranek był przystojny i dobrze zbudowany. Miał ujmujący uśmieszek i ten niegrzeczny błysk w oku. Był tak męski, iż postanowiłam go poderwać.
Przebyłam szmat drogi przyczepiona do atrakcyjnego gostka jak rzep psiego ogona. Ku mojemu zaskoczeniu, pan kusiciel doprowadził mnie go stadionu Akillian, idąc przez ulicę Szpitalną.
Gdy udało mi się wcisnąć do środka przez niewielkie okno, co nie było łatwe, schowałam się pod ławkami w przebieralni, skąd miałam niezły widok. Przebrawszy się w sportowy przyodziewek, mój wybranek poszedł na boisko. Postanowiłam go śledzić dalej.
Czołgając się pod ławkami, wdrapałam się na sam szczyt trybun, po czym poświęciłam swoją cenną gumkę od majtek. Z racji że miała dobre parę metrów, odprułam ją i postanowiłam zarzucić, tak aby zahaczyła o tablicę z wynikami. Następnie wciągnęłam się po niej na sam ekran, a stamtąd obserwowałam poczynania przystojniaczka.
- Norata, stary, ile można czekać?
- Sorry, Nexus. To już się nie powtórzy.
- Hej, mamy trenować! Czekacie na specjalne zaproszenie? – Rzekomy Aarch skarcił kolegów, w tym przystojniaczka, który – jak się okazuje – zwał się Norata.
- Jeśli będzie ciasto, to tak – odparł Nexus, czy jak mu tam, roztropnie.
Aarch westchnął:
- W każdym razie odbierzcie mi piłkę.
Nexus i Norata rzucili się na Aarcha, zaczęli go łaskotać i aby go zdezorientować, ściągnęli mu skarpetki. Wyobraziłam sobie, jak to przyjemnie byłoby być wtenczas Aarchem, z którego Norata ściąga skarpetki… Później wyobrażałam sobie już tylko, jakby to było być piłką, którą Norata tak wprawnie manewruje.
Po skończonym treningu postanowiłam poczytać to i owo w Internecie na temat mojego wybranka. Okazało się, że należy do drużyny Akillian, a ja wcześniej nie miałam o tym zielonego pojęcia, gdyż nigdy nie interesowałam się futbolem. Jednakże zmieniłam swoje podejście w okamgnieniu.
Od zaraz kupiłam sobie gacie z logiem drużyny Akillian oraz stanik przypominający piłki do gry. Odtąd miał to być mój strój kibica.
Po zakupach przebrałam się w nowo nabyte szaty i postanowiłam odwiedzić mojego wybranka Noratę w domu, który dzielił wraz z bratem – Aarchem.
Na wyjście przygotowałam się perfekcyjnie. Prócz stroju kibica, ubrałam na głowę czerwoną bandanę i wyperfumowałam się czymś o zapachu lodów czekoladowych.
Kiedy już dotarłam pod właściwy adres, postanowiłam wślizgnąć się przez komin, a następnie złożyć wybrakowi miłą wizytę. Tak też zrobiłam.
Ucieszyłam się na wieść, że Norata wcale nie dzieli pokoju z Aarchem. Mogłam więc bez krępacji go napaść. Najbardziej pokrzepiający był fakt, iż mój wybranek wcale nie ubierał piżamki do snu.
Wreszcie postanowiłam go obudzić i uszczypnęłam wybranka. Ten na to przekręcił się na plecy, otarł oczy, wytężył wzrok, a gdy padł na mnie i moją olśniewającą figurę, Norata wrzasnął jak sparaliżowany. Porażony moim pięknem, wyskoczył z łóżka, walnął głową o lampę, potknął się o płaską powierzchnię dywanu, po czym wypadł przez okno. Postanowiłam wyjrzeć, czy wybrakowi nic się złego nie przytrafiło. Było za późno, bowiem złamał nogę.
*
Przez następne dziesięć lat wielbiłam Noratę z ukrycia. Towarzyszyłam mu przez całe życie. Byłam przy nim, kiedy się ożenił z Keirą, a następnie powił syna.
W pewnym czasie pojawił się problem; Norata zaczął się starzeć, natomiast moja uroda pozostała niezmienna od bitwy pod Beresteczkiem w 1651 r. Wtedy w moim życiu pojawił się ktoś nowy, przystojny i tryskający młodzieńczym zapałem. Był to niejaki Rocket – syn mojego poprzedniego wybranka. Oddałam mu swoje drogie, wiecznie skore do miłości serce, uświadamiając sobie, iż nie mogę bez niego żyć. Postanowiłam zatem go nigdy nie opuszczać do odwołania.

____________________________________

Dedykacje dla: A, SpiderGirl, Kacperosława, Mrocznej Kiwi i Cadenzy
Haniaq

6 komentarzy:

  1. Te dedykacje sprawiają że ryj mi się cieszy xD Bo przy takim dziele to zaszczyt :D A co do rozdziału to jest super niesamowity niczym zimna puszka Mice'a bez cukru. :]]
    ,,Porażony moim pięknem, wyskoczył z łóżka, walnął głową o lampę, potknął się o płaską powierzchnię dywanu, po czym wypadł przez okno. Postanowiłam wyjrzeć, czy wybrakowi nic się złego nie przytrafiło. Było za późno, bowiem złamał nogę''
    Szczerze rozwalił mnie ten kawałek, gdyż próbowałam se to wyobrazić i sama jak szłam do kuchni po jogurt monte to prawie sama złamałam nogę xD Pozdrawia i życzy udanych wakacji SpiderGirl ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, jak to cudownie słyszeć... ^-^

      Zastanawia mnie tylko, skąd wzięłaś monte i jakim cudem nie dostałam swojej części? o.O

      Usuń
  2. Moje lenistwo trzeba; zabić, ukatrupić, udusić, zadźgać, załaskotać na śmierć, zakichać, zatłuc, zastrzelić, walnąć z procy i ogólnie takie rzeczy, bo koleś jest nie do zniesienia! No zabić to mało powiedziane -.-
    Leń mnie zmusił bym nie komentowała tamtego cuda ;-; Ale spokojnie. Czytałam. Był boski i ogólnie świetny jak zwykle ^-^ Ale niestety, muszę przestać o nim gadać, bo teraz skupimy się na tym rozdziale. Nie wiem czy kiedyś mówiłam, że któryś z tych rozdziałów jest najlepszy, ale jeżeli tak było to niestety dla niego, wiadomością złą będzie to, że moim zdaniem ten jest najlepszy! :D
    No pamiętnik tej wielbicielki powala no xD Co litera to mój szpetny ryj się brechtał. No po prostu cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo i jeszcze wiele razy "cudo", a raczej nieskończoność ;)
    Jak ona usiadła na tych kolanach jej "przystojniaczkach" to po prostu nikt w domu nie wiedział, co mi się dzieje, bo tak się śmiałam xD W sam raz idealna figurowa wielbicielka - zawsze spoko :D No normalnie pozazdrościć xD
    Najpierw ojciec, teraz syn... no patologia, ale to jest tak niesamowity rozdział, że go przeczytam jeszcze raz.
    A ten stanik to w ogóle odpał, że ja nie mogę xD Rozbrajające!
    ŁEJT! MOMENT CHWILA! CZEKAĆ LUDZIE! HAMOWAĆ TYMI HAMULCAMI NATYCHMIAST! BO W DRZEWO DOWALIMY!!!
    Przecież wielbicielka Rocketa to jest babcia Stefcia...
    Aż musiałam sobie przypomnieć tamten rozdział >_< No tak. Przecież babci Stefci to wypadło... matko jaka ja głupia jestem... Chwila. Co ja będę na siebie zwalać? O.o Lenistwo, głupota i skleroza... zrywam z wami! Spotkamy się u adwokata!
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
    Nie no. Teraz na serio. Tak jak wspominałam; rozdział najlepszy zdecydowanie jak na razie. Dla czego "jak na razie"? Bo piszesz bardzo wspaniale. Moje pomysły do Twoich pomysłów do pięt nie dorastają. Każdy rozdział czyta się po prostu z wielkim uśmiechem na twarzy i zaciekawieniem i czekanie na kolejny rozdział jest wręcz torturą :)
    Mam nadzieję, że mi wybaczysz za nieobecność mojego komentarza pod tamtą notką, ale tydzień był trudny i Leń nie chce się odwalić :/
    Dziękuję Ci za dedyk, bo to wielki zaszczyt dostać go od Ciebie :*
    Życzę Ci jak najlepszej weny i pomysłów :*
    Niech Moc będzie z Tobą ♥

    Żelkowata Padawanka Kiwi ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :D
      Ja tak się potwornie cieszę, że aż przestałam (na chwilę) myśleć o zrobieniu sobie kolacji. Tak uradowanej Kiwi jeszcze nie było. Takiej chwili warto było dożyć. ^-^

      Dziękuję, dziękuję z całego jelita! Ale wiesz, że za to nikt nigdy nie przebije Twoich komentarzy, czyż nie? ;)

      NMBZT!!! ♥ Życzę smacznego ukochanej Kiwi!

      Usuń
  3. Od 15 czerwca nic nie jadłam. Do sylwestra umrę, nakarm mnie! :cc /Cadenza

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest 2k16, a ja nadal czekam na nowy rozdzial :3 Chociaz zgaduje, ze juz sie w komediowe opowiadania nie bawisz, ale milo byloby przeczytac znowu cos w Twoim stylu! /Cadenza

    OdpowiedzUsuń