Micro-Ice’s Diary:
Niespełna dwa tygodnie temu, dziwnym
zbiegiem okoliczności, nieopodal naszego hotelu usytuowano niewielką
budkę z hotdogami. Od tej pory byliśmy zobowiązani mieć na nią
oko, aby w końcu znaleźć odpowiedni moment na podwędzenie
sklepiku i postawienie go jako atrakcję w głównej hali hotelu Snow
Kids.
Dziś ja miałem wartę. Z tej okazji
zaopatrzyłem się w gazetę i wyciąłem w niej dwie dziury na oczy,
aby, udając, że czytam, szpiegować budkę z hotdogami. Sprawiłem
sobie rozkładane krzesełko i usilnie udało mi się postawić na
środku ulicy, metr przed rzeczonym sklepikiem. Usiadłem wygodnie,
przybrałem pozę nonszalanckiego Akillianina i począłem przyglądać
się gościowi z budki przez wycięte w gazecie dziury; Był opasłym
osiłkiem z bardzo wystającym podbródkiem i ledwie się mieścił w
sportowy strój termojądrowy, który obecnie nosił. Z jego zachowań
prędko wywnioskowałem, że młodzieniec nie za bardzo potrafi się
wypowiadać. A stwierdziłem takowo, ponieważ za każdym razem gdy
chłopak miał coś powiedzieć, jedynie wymownie machał brwiami. I
gest ten wykonywał bodajże sto razy w ciągu kwadransa!* Po tych
piętnastu minutach wyliczeń zauważyłem, że ludzie przyglądają
mi się nieco zmieszani… Cha, pewnie dlatego że jestem gwiazdą
futbolu! Aby przyjąć naturalniejszą postawę, włożyłem nogę za
głowę i podrapałem się nią po przedziałku… - To nie powinno
przykuć niczyjej uwagi. W pewnym momencie znienacka zaatakowała
mnie rozjuszona szympansica, wydająca z siebie jakieś niezrozumiałe
ludziom jęki, stęki, parskania i sapania. Gwoli ścisłości, była
to Zoelin.
- Co ty wyczyniasz?! – To
usłyszawszy, skuliłem się pod swoim krzesłem z nadzieją, że
pomyśli, iż jestem pancernikiem lub – mniej prawdopodobnie –
wyjątkowo dużym ślimakiem (takie zwierzęta bardzo skutecznie
potrafią się chować pod własną skorupą). Moja prześladowczyni
nadal nade mną stała z założonymi rękoma. – Wstawaj, widzę
cię! – Po tych słowach do głowy wpadł mi rewelacyjny pomysł;
Mogę także udawać strusia! Niestety, w miejscu gdzie zacząłem
chować głowę w piasek, ziemia była za twarda. Cały czas szorując
włosami - poświęcenie godne pochwały – po trawie, szukałem
odpowiedniego miejsca do kopania. Zoelin wydawała się nie nabrać
na moją sztuczkę. Z irytacją w głosie ofuknęła mnie: - Co tu, u
licha, robisz? Nie zwykłam widywać, żeby ludzie tak reagowali na
mój widok… - tutaj się zatrzymała, jakby oczekując na moją
odpowiedź. – W każdym razie, wiesz… Nie jestem już na ciebie
aż tak zła. I bardzo chętnie przeszłabym się z kimś na zakupy –
znów urwała, niemniej miałem szczerą nadzieję, że po chwili
uprzytomni sobie, że jestem tylko myląco podobnym do Micro-Ice’a
strusiem. – Hej! Odpowiesz coś? Co tam?
- Hipopotam – odrzekłem odruchowo i
zaraz skarciłem się w myślach, że cokolwiek z siebie wydusiłem.
„Opanuj się, wszak zwierzęta nie mówią!! Właśnie, hipopotam…
Mogę także udawać hipopotama… Ale jak?!”
- Em… - kontynuowała Zoelin nieco
speszona. – To co, jak leci w drużynie?
„Drużyna nie leci…”,
pomyślałem. „Właśnie! Mógłbym udawać, że jestem ptakiem!”
I bez chwili zawahania zacząłem wymachiwać rękami i próbować
wzbić się w powietrze.
- Ech, nieważne… Interesuje mnie
tylko jedno: Skoczymy na zakupy czy nie?! Ktoś musi mi ponieść
torby!
„skoczyć… torby…”, raptem w
głowie zaświtał mi nowy pomysł; Kangury skaczą, zresztą są
torbaczami! „Tak! Będę torbaczem!!!” I podskakując wysoko,
uciekłem do hotelu.
D’Jok, Rocket, Sinedd i Thran
siedzieli, a dokładniej przepychali się, na naszej kochanej,
czerwonej kanapie. Mei i Tia jak zwykle były u siebie w pokoju. Tym
razem oglądały stronę internetową „C&A online” i
zastanawiały się nad kupnem topu typu tuba – zdaje mi się,
że top typu tuba to jakaś bluzka, ale głowy nie daję…
Tymczasem Ahito drzemał pod dywanem, a Mark – w odróżnieniu od
innych usadowił się na kolosalnej kanapce, żeby nie na kanapie.
- Przesuń się, Mark. – Usiadłem
obok, jak zwykle nie będącego przy zdrowych zmysłach, kolegi.
- Ekhem – odchrząknąłem głośno,
dając kolegom znać, aby skupili na mnie swój wzrok. Jedynie Mark
odebrał znak opacznie i miast na mnie spojrzeć, począł mnie
obwąchiwać. Posławszy mu karcące spojrzenie, oddałem się
relacjonowaniu przebiegu mojej misji: - A więc tak… Zupełnie
niespostrzeżenie obserwowałem z ławeczki jegomościa. Nie
dowiedziałem się niczego ponadto, że lubi machać brwiami.
- Co za prostak. To już dawno
niemodne. Teraz lepsze jest trzęsienie pośladkami – wtrącił
Mark. – Zaprezentować?
- Nie.
- Proszę! – Po czym zrobił
slodką-niesłodką minę, w której przypominał raczej napalonego
psychopatę.
Tymczasem wpadł mi do głowy
rewelacyjny pomysł:
- Dobrze, pokaż Artegorowi –
poinstruowałem kolegę-niekolegę.
- Nie zmienia to faktu, że gość od
budki z hotdogami zachowuje się nad wyraz podejrzanie… -
stwierdził Thran, lustrując chłopaka wzrokiem przez okno. Na jego
gest podbiegliśmy pośpieszne i przybiwszy twarze do szyby,
wpatrywaliśmy się weń uważnie. Nasz obiekt analizy, gdy już
zauważył, że przykuł uwagę paru nieokiełznanych gapiów,
pokazał nam język i poszedł, zostawiając za plecami zapiętą na
zamek i guziki budkę z hotdogami. Dreptał sobie ulicą
Gruchalskiego (czyli tą, na której obecnie stał nasz hotel),
machając brwiami w rytmie „Sonaty w następnych wiekach po
Romantyzmie”, jednocześnie potrącając odwłokiem ludzi na ulicy
w rytmie „Allegra Sonatowego”, a zarazem posyłając ukradkowe,
zlęknione spojrzenia w naszą stronę w rytmie „Oratorium”.
Zauważyłem przy tym, że zarówno jego odnóża kroczne jak i
głowotułów podrygują w sposób, jakby chciał ugniatać nimi
kalafior, ale to już moje osobiste spostrzeżenia.
Mimo to chłopak przerwał nam
beztroskie przyglądanie się z wywieszonymi ozorami, zatrzymując
się momentalnie, jakby co najmniej stanęła przed nim niewidzialna
i nie do przebycia ściana, utkana z pikantnego keczupu i
aromatycznego pesto. Gdy biedak osiągnął już bodajże najcięższy
ze stanów frustracji, odwrócił się w naszą i wykrzyknął (co
brzmiało raczej, jakby imitował głos kurczaka z rożna):
- Odpieprzcie się ode mnie!!!
Uznałem, że bezczelność nic nie
wskóra (co za moralność…) i posłusznie wykonałem polecenie
młodzieńca; wyjąłem z kieszeni skarpetki pieprz, wysypałem go
sobie na włosie i strzepnąłem go z głowy (specjalnie tak, aby
przypadkowo wylądował na D’Joku – w końcu bezczelność nic
nie wskóra). Podenerwowany chłopak od hotdogów na to obruszył
się, puścił głośnego bąka (albo trzmiela?) i poszedł wrzucać
niezidentyfikowane papierki do skrzynek na liście.
Raptem wrócił Mark i spojrzał się
na nas miną ofiary gwałtu (a myślałem, że to Artegor miał paść
ofiarą gwałtu Marka). A co najciekawsze, Mark był cały umazany od
czegoś, co wyglądało niezmiernie podejrzanie i wzbudzało
nietaktowne domysły.
- Artegor oblał mnie majonezem –
wytłumaczył Mark i wreszcie ściągnął z siebie głupkowate
podejrzenia.
- W takim razie idź sprawdź skrzynkę
na liście – orzekł Sinedd. Mark nie bardzo rozumiał co ma
majonez do skrzynki na liście, ale nieczęsto cokolwiek rozumiał,
dlatego uznał, że warto by posłuchać rady kolegi. Wyszedł.
Wrócił po paru minutach z gaciami
pełnymi listów, czekolad i ulotki. Niczym wprawiona gospodyni
domowa postanowiliśmy odstawić czekolady do piekarnika a listy do
zamrażalki, aby tam z zimną krwią je odczytać (gdyż przeogromną
trudność sprawiało nam czytanie). Niestety, nieumyślnie
odłożyliśmy czekolady do zamrażalki, a listy do piekarnika. Ani
się obejrzałem, a ogień zabrał się zarówno za papier jak i
pięknie wykaligrafowane litery na nim. Pospiesznie wyjąłem jedną
z kartek, która jako tako się ostała, i przeczytałem:
Genesis, 31 lutego
20,14 r.
Odchodzę.
Uświadomiłam sobie, że nie ma sensu przebywać w tym hotelu tylko
ze względu na M… - W tym miejscu ogień wypalił dziurę w
kartce, więc domyśliłem się, iż chodzi o majonez. – Tak,
przekupiłam Dame Simbai tylko po to, żebym mogła tu pracować.
Chciałam też zdobyć więcej wiadomości na temat M… - Zapewne
chodziło o marcepan – ale nadaremno. Wszystko wiedziałam o nim
od samego początku. Wiem, że pewnie szalenie śmieszy Was powaga
tego listu, ale postanowiłam być szczera co do najmniejszego
szczegółu. Nie zamierzam nikogo oszukiwać. A tak naprawdę piszę,
aby Was stokrotnie przeprosić, a szczególnie M… - Pomyślałem,
że chodzi o makaron – Jestem świadoma, że przysporzyłam Wam
mnóstwa kłopotów; budziłam Was o nieprzyzwoitych porach,
zmuszałam do ciężkich treningów i cały czas usilnie próbowałam
ugotować coś jadalnego. Gotowanie nie jest moją mocną stroną, to
fakt. Mimo to mogłam włożyć więcej starań w tę robotę…
Teraz pracuję na Genesis jako handlarz pasty jajecznej. Z zarobkami
nie jest tak licho, więc nie przejmujcie się, zostanę już tutaj.
Poza tym mam nadzieję, że posmakują Wam wszystkim genesisowskie
czekolady. Nie czekam na odpowiedź, nie trudźcie się. :) Czuję
także wewnętrzną potrzebę napisania czegoś, a jak tego nie
zrobię, to załamię się psychicznie. Dlatego piszę, ale
równocześnie błagam na kolanach – nie próbujcie zrozumieć pod
żadną groźbą i pozorem!
Je’aime M…
- W tym ostatnim, napisanym dużymi ozdobnymi literami zdaniu,
ogień także doszczętnie strawił resztę liter po M. Z całą
pewnością chodziło o musztardę. Mimo to mój inteligentny umysł
nie potrafił dociec, co znaczy „Je’aime”. Wiedziałem, że to
język obcy, ale nie znałem go zanadto. Odwróciłem zatem kartkę,
aby otrzymać więcej wskazówek, a zastałem tak jedynie to, co było
oczywiste; podpis Haniack. Wtem przyszedł Mark łasy na czekoladę i
otworzył zamrażarkę z takim impetem, że list wyfrunął mi z rąk
i wylądował z powrotem w piekarniku.
Sprawa budki z
hotdogami wciąż stała pod wielkim znakiem zapytania.
Postanowiliśmy wobec tego, że pójdziemy stawić czoła opasłemu
sprzedawcy hotdogów i nauczymy go moresu. Wieczorkiem, przyodziani
ciepło w zamszowe pantalony, podeszliśmy do budki. Dopiero z bliska
dostrzegłem, nie wiem, czy zachęcający czy raczej odstraszający
napis: „Wsadzę Ci hotdoga w niskiej cenie!”. Przeląkłem się
po trosze, jednak szybko wziąłem głęboki wdech i mu wbiłem
(oczywiście wbiłem piorunujące spojrzenie).
- Czy wy coś do
mnie macie? – zapytał gostek bojaźliwym tonem.
- Tak.
Buhahahahahahahaha! – Sinedd wybuchnął diabolicznym śmiechem.
- Koniec tego!
Napad w pierwszy dzień pracy, tak? O, nie! Ja na to nie pozwolę!
Zamykam! – Chłopak przybrał buńczuczny wyraz twarzy i
zakneblował sklepik, po czym puścił się w nogi (choć i tak
regularnie się puszczał).
- Plan jest taki;
My przenosimy budkę, a ty, Mark, idź go śledzić – objaśnił
Thran.
- Już pędzę!!! – wykrzyknął
entuzjastycznie Mark, wziął nogi za pas i zaczął rzucać w
uciekającego śledziami z puszki.
My tymczasem powolutku przenosiliśmy
na rękach budkę do hotelu. Sinedd wyciągnął dynamit z gaci i
„powiększył wejście do hotelu”. Po dłuższym czasie udało
nam się przenieść obiekt do hotelu. Jedyny problem tkwił w tym,
iż nikt nie potrafił jej otworzyć…
- Hej! Przecież Rocket potrafił
przechytrzyć każdy zamek! – Równocześnie spojrzeliśmy w stronę
Rocketa. On natomiast uśmiechnął się bezradnie, pomachał nam
ręką na pożegnanie i w tej samej sekundzie z gniazdka w ścianie
wyskoczyła Babcia Stefcia i porwała Rocketa. Thran zasłonił ręką
załamany wyraz twarzy, a w tle wtórował mu zza wysadzonej ściany
deszcz świeżych śledzi.
_________________________________________________
* Oblicz, ile razy w
ciągu minuty, sprzedawca hotdogów machał brwiami.
_________________________________________________
Mogło wypaść
lepiej… Biorąc pod uwagę chyba największą przerwę w historii.
I pomyśleć,
iż to dopiero pierwszy post w 2014 roku! o.O Ostatnim razem jeszcze
nawet nie byłam aminem GFcenter! xD
Jeśli chodzi o
Haniack (tę z bloga), to mi się znudziła, zresztą preferuję
stare, klasyczne postaci z Galactik Football, nie licząc mojej
chwalebnej Babci Stefci.
Pozdrawiam
przyjaciół, zachęcam do konkursu na gfc! oraz dedykuję: Alicji,
Cadenzie, Kacprowi, Laurce, Mrocznej Kiwi, Warchiemu, Wice, Lucy,
Tii404, Hanowerce, Innej, Evelce i SpiderGirl (no, więcej
wymienić nie mogłam!) i innym miłym czytelnikom, którzy
czują się miłymi czytelnikami. :)
Haniack
Chwila, chwila...ja nie jestem miła xD Zdarzają się przebłyski wściekłości xD Komentuję :D
OdpowiedzUsuńAhahahahaha...on się w zwierzątka bawi xD To ja...ja...ja...ja...ja jestem kotem! ^.^ Ale ja budy nie mam! ;c Szkoda...no to sorka Stary, ale musisz sobie sam z nią radzić :c No chyba, że dasz budę ;3 Buda dla kota z kotem w środku ^^
Ahahahaha...szczęście, że go do zoo nie wzięli xD To się nazywa omijanie głupotą tematów, których nie chcemy omawiać :DD Jesteś Mistrz!
LOL! Ahahaha...pośladkami? Skąd te zarąbiste pomysły? Jestem ciekawa, tak jak na wf-ie "Proszę pana?! Ile do przerwy?! No co? Jestem ciekawa świata" xD
Kethupu?! TORTEX! TORTEX!*idzie do lodówki* Agh!*wydaje ten taki dźwięk* Omnonomnomnom...tak dobrze czytacie. Kolejnym produktem Kiwi na zdobycie haju jest ten oto Kethup TORTEX!*robi reklamę* Odkąd? Od grudnia ;3
On puścił trzmiela xD Leżę i nie wstaję xD
Ahahahaha...Majonezowy Mark....Majonezowa Kiwi? Nieee... do niego bardziej to pasuje xD
Ojoj...dobra czytałam do końca i wszystko jest boskie... normalnie Cudo! Czekam na więcej!
Thx za dedyk...nie jestem zbytnio miła xD
Padawanka Kiwi ^^
Haha, proszę, nie ma za co, zacny padawanie! :*
UsuńKocham te twoje komentarze! xD
Postaram się napisać następny szybciej i lepiej.
A teraz puszczam trzmiela, przesyłam gorące budyniaczki i pozdrawiam serowecznie! xD
NMBZT! :*
Ha ha!!! Rozdzialik fajny, ale napisałam ten komentarz, aby przypomnieć ci o pewnej rzeczy. I wiedz, że masz się już teraz zastanawiać nad głównym bohaterem i jego historii. Wiesz o co chodzi ;p
OdpowiedzUsuńA poza tym napisałam to tutaj, by wzbudzić ciekawość, ludzi z zewnątrz, moim prezentem urodzinowym :D
Ala
UsuńTak, tak, zastanowię się. :D Już pełno pomysłów mi się rodzi i tu, pod czaszką. xD
Tak, tak ludu! Baaardzo wybredny przyjaciel potrzebuje baaardzo wykwintnego prezentu urodzinowego, dlatego baaardzo wybrednie wykorzystuje zaprzyjaźnionego baaardzo wykwintnego komediopisarza, płacąc mu pod koniec swoją egzystencją... xD ...bo to najlepszy przyjaciel i najlepszy przyjaciel, jaki mógł się trafić.
Dobra, dość tych sentymentalnych językopląsów...
Pzdr, syrenko! :*
A GDZIE JA KUFA :C
OdpowiedzUsuńGDZIE MUJI DI DRZOK?
zaistny rozdział My Lord'e
Te amo 4ever!! ;3
Tak wiem że mnie kochasz <3
Uwielbiam to w jaki sposób piszesz te rozdziały. :*
Moja BFFAE <3
DZNGFCIWNRINAIONPW!
(do zobaczenia na g... foo... ce... i w nowym rozdzie i na asku i oczywiście na prywatnej wiadomości!)
KCMBFFAE
(kocham cię moja BF forever and ever) <3
//Cadi
Mon Cadence!!! <3
UsuńOj, Ty flirciaro... xD Babcia Stefcia ma Cię na oku.
Ale nie bój nic, na widom Didżołka aż tak się nie napala jak na Rokecika, więc mogę rudego Tobą poszczuć. Buahahaha :D Nie no, żart, wiesz, że Cię kocham, I love You, Ich liebe Dich, Je T'aime, Te amo, Watashi wa anata o aishite i coś tam jeszcze... Khekhe, nie ma to jak szpanować językoznawstwem. ... ale i tak polski jest najpiękniejszy! ^^
Dziękuję za przemiły komentarz, Mon Cadence.
I pamiętaj; Ty idziesz pod łukiem triumfalnym, BartkaGF triumf mija łukiem. Hahaha, coś go znielubiłam... :]
Pzdrwm, słońce! Jesteś jak czekolada dla mojego żoładka!!! :**
Ej, w ogóle czemu nikt nie zrobił zadanka z matematyki odnośnie rozdziału? o.O
OdpowiedzUsuńHeloouu, oblicz, ile razy w ciągu minuty sprzedawca hotdogów machał brwiami!
Może pomogę:
"A stwierdziłem takowo, ponieważ za każdym razem, gdy chłopak miał coś powiedzieć, jedynie wymownie machał brwiami. I gest ten wykonywał bodajże sto razy w ciągu kwadransa!*"
Ej no, nieładnie tak olewać bez zgłoszenia braku zadania... A co jak takie zadanko będzie na sprawdzianiku??? o.O
Kwadrans ma 15 minut.
Usuń15min : 100 = 0,15
Odp.: Sprzedawca Hotdogów ruszał 0,15 razy na minutę brwiami.
Poproszę 6 :3
Szósteczka, pupilu! :*
Usuń(\ _ /)
Usuń(='.'=) Dziękuję <3
(")_(")
28 year-old Software Test Engineer III Arlyne Rand, hailing from Lacombe enjoys watching movies like Downhill and Machining. Took a trip to Birthplace of Jesus: Church of the Nativity and the Pilgrimage Route and drives a Ferrari 250 GT Berlinetta Competizione. Strona glowna
OdpowiedzUsuń