sobota, 22 lutego 2014

"Misja Specjalna"

Micro-Ice’s Diary:
            Niespełna dwa tygodnie temu, dziwnym zbiegiem okoliczności, nieopodal naszego hotelu usytuowano niewielką budkę z hotdogami. Od tej pory byliśmy zobowiązani mieć na nią oko, aby w końcu znaleźć odpowiedni moment na podwędzenie sklepiku i postawienie go jako atrakcję w głównej hali hotelu Snow Kids.
            Dziś ja miałem wartę. Z tej okazji zaopatrzyłem się w gazetę i wyciąłem w niej dwie dziury na oczy, aby, udając, że czytam, szpiegować budkę z hotdogami. Sprawiłem sobie rozkładane krzesełko i usilnie udało mi się postawić na środku ulicy, metr przed rzeczonym sklepikiem. Usiadłem wygodnie, przybrałem pozę nonszalanckiego Akillianina i począłem przyglądać się gościowi z budki przez wycięte w gazecie dziury; Był opasłym osiłkiem z bardzo wystającym podbródkiem i ledwie się mieścił w sportowy strój termojądrowy, który obecnie nosił. Z jego zachowań prędko wywnioskowałem, że młodzieniec nie za bardzo potrafi się wypowiadać. A stwierdziłem takowo, ponieważ za każdym razem gdy chłopak miał coś powiedzieć, jedynie wymownie machał brwiami. I gest ten wykonywał bodajże sto razy w ciągu kwadransa!* Po tych piętnastu minutach wyliczeń zauważyłem, że ludzie przyglądają mi się nieco zmieszani… Cha, pewnie dlatego że jestem gwiazdą futbolu! Aby przyjąć naturalniejszą postawę, włożyłem nogę za głowę i podrapałem się nią po przedziałku… - To nie powinno przykuć niczyjej uwagi. W pewnym momencie znienacka zaatakowała mnie rozjuszona szympansica, wydająca z siebie jakieś niezrozumiałe ludziom jęki, stęki, parskania i sapania. Gwoli ścisłości, była to Zoelin.
            - Co ty wyczyniasz?! – To usłyszawszy, skuliłem się pod swoim krzesłem z nadzieją, że pomyśli, iż jestem pancernikiem lub – mniej prawdopodobnie – wyjątkowo dużym ślimakiem (takie zwierzęta bardzo skutecznie potrafią się chować pod własną skorupą). Moja prześladowczyni nadal nade mną stała z założonymi rękoma. – Wstawaj, widzę cię! – Po tych słowach do głowy wpadł mi rewelacyjny pomysł; Mogę także udawać strusia! Niestety, w miejscu gdzie zacząłem chować głowę w piasek, ziemia była za twarda. Cały czas szorując włosami - poświęcenie godne pochwały – po trawie, szukałem odpowiedniego miejsca do kopania. Zoelin wydawała się nie nabrać na moją sztuczkę. Z irytacją w głosie ofuknęła mnie: - Co tu, u licha, robisz? Nie zwykłam widywać, żeby ludzie tak reagowali na mój widok… - tutaj się zatrzymała, jakby oczekując na moją odpowiedź. – W każdym razie, wiesz… Nie jestem już na ciebie aż tak zła. I bardzo chętnie przeszłabym się z kimś na zakupy – znów urwała, niemniej miałem szczerą nadzieję, że po chwili uprzytomni sobie, że jestem tylko myląco podobnym do Micro-Ice’a strusiem. – Hej! Odpowiesz coś? Co tam?
            - Hipopotam – odrzekłem odruchowo i zaraz skarciłem się w myślach, że cokolwiek z siebie wydusiłem.
             „Opanuj się, wszak zwierzęta nie mówią!! Właśnie, hipopotam… Mogę także udawać hipopotama… Ale jak?!”
            - Em… - kontynuowała Zoelin nieco speszona. – To co, jak leci w drużynie?
            „Drużyna nie leci…”, pomyślałem. „Właśnie! Mógłbym udawać, że jestem ptakiem!” I bez chwili zawahania zacząłem wymachiwać rękami i próbować wzbić się w powietrze.
            - Ech, nieważne… Interesuje mnie tylko jedno: Skoczymy na zakupy czy nie?! Ktoś musi mi ponieść torby!
            „skoczyć… torby…”, raptem w głowie zaświtał mi nowy pomysł; Kangury skaczą, zresztą są torbaczami! „Tak! Będę torbaczem!!!” I podskakując wysoko, uciekłem do hotelu.
            D’Jok, Rocket, Sinedd i Thran siedzieli, a dokładniej przepychali się, na naszej kochanej, czerwonej kanapie. Mei i Tia jak zwykle były u siebie w pokoju. Tym razem oglądały stronę internetową „C&A online” i zastanawiały się nad kupnem topu typu tuba – zdaje mi się, że top typu tuba to jakaś bluzka, ale głowy nie daję… Tymczasem Ahito drzemał pod dywanem, a Mark – w odróżnieniu od innych usadowił się na kolosalnej kanapce, żeby nie na kanapie.
            - Przesuń się, Mark. – Usiadłem obok, jak zwykle nie będącego przy zdrowych zmysłach, kolegi.
            - Ekhem – odchrząknąłem głośno, dając kolegom znać, aby skupili na mnie swój wzrok. Jedynie Mark odebrał znak opacznie i miast na mnie spojrzeć, począł mnie obwąchiwać. Posławszy mu karcące spojrzenie, oddałem się relacjonowaniu przebiegu mojej misji: - A więc tak… Zupełnie niespostrzeżenie obserwowałem z ławeczki jegomościa. Nie dowiedziałem się niczego ponadto, że lubi machać brwiami.
            - Co za prostak. To już dawno niemodne. Teraz lepsze jest trzęsienie pośladkami – wtrącił Mark. – Zaprezentować?
            - Nie.
            - Proszę! – Po czym zrobił slodką-niesłodką minę, w której przypominał raczej napalonego psychopatę.
            Tymczasem wpadł mi do głowy rewelacyjny pomysł:
            - Dobrze, pokaż Artegorowi – poinstruowałem kolegę-niekolegę.
            - Nie zmienia to faktu, że gość od budki z hotdogami zachowuje się nad wyraz podejrzanie… - stwierdził Thran, lustrując chłopaka wzrokiem przez okno. Na jego gest podbiegliśmy pośpieszne i przybiwszy twarze do szyby, wpatrywaliśmy się weń uważnie. Nasz obiekt analizy, gdy już zauważył, że przykuł uwagę paru nieokiełznanych gapiów, pokazał nam język i poszedł, zostawiając za plecami zapiętą na zamek i guziki budkę z hotdogami. Dreptał sobie ulicą Gruchalskiego (czyli tą, na której obecnie stał nasz hotel), machając brwiami w rytmie „Sonaty w następnych wiekach po Romantyzmie”, jednocześnie potrącając odwłokiem ludzi na ulicy w rytmie „Allegra Sonatowego”, a zarazem posyłając ukradkowe, zlęknione spojrzenia w naszą stronę w rytmie „Oratorium”. Zauważyłem przy tym, że zarówno jego odnóża kroczne jak i głowotułów podrygują w sposób, jakby chciał ugniatać nimi kalafior, ale to już moje osobiste spostrzeżenia.
Mimo to chłopak przerwał nam beztroskie przyglądanie się z wywieszonymi ozorami, zatrzymując się momentalnie, jakby co najmniej stanęła przed nim niewidzialna i nie do przebycia ściana, utkana z pikantnego keczupu i aromatycznego pesto. Gdy biedak osiągnął już bodajże najcięższy ze stanów frustracji, odwrócił się w naszą i wykrzyknął (co brzmiało raczej, jakby imitował głos kurczaka z rożna):
            - Odpieprzcie się ode mnie!!!
            Uznałem, że bezczelność nic nie wskóra (co za moralność…) i posłusznie wykonałem polecenie młodzieńca; wyjąłem z kieszeni skarpetki pieprz, wysypałem go sobie na włosie i strzepnąłem go z głowy (specjalnie tak, aby przypadkowo wylądował na D’Joku – w końcu bezczelność nic nie wskóra). Podenerwowany chłopak od hotdogów na to obruszył się, puścił głośnego bąka (albo trzmiela?) i poszedł wrzucać niezidentyfikowane papierki do skrzynek na liście.
            Raptem wrócił Mark i spojrzał się na nas miną ofiary gwałtu (a myślałem, że to Artegor miał paść ofiarą gwałtu Marka). A co najciekawsze, Mark był cały umazany od czegoś, co wyglądało niezmiernie podejrzanie i wzbudzało nietaktowne domysły.
            - Artegor oblał mnie majonezem – wytłumaczył Mark i wreszcie ściągnął z siebie głupkowate podejrzenia.
            - W takim razie idź sprawdź skrzynkę na liście – orzekł Sinedd. Mark nie bardzo rozumiał co ma majonez do skrzynki na liście, ale nieczęsto cokolwiek rozumiał, dlatego uznał, że warto by posłuchać rady kolegi. Wyszedł.
            Wrócił po paru minutach z gaciami pełnymi listów, czekolad i ulotki. Niczym wprawiona gospodyni domowa postanowiliśmy odstawić czekolady do piekarnika a listy do zamrażalki, aby tam z zimną krwią je odczytać (gdyż przeogromną trudność sprawiało nam czytanie). Niestety, nieumyślnie odłożyliśmy czekolady do zamrażalki, a listy do piekarnika. Ani się obejrzałem, a ogień zabrał się zarówno za papier jak i pięknie wykaligrafowane litery na nim. Pospiesznie wyjąłem jedną z kartek, która jako tako się ostała, i przeczytałem:
Genesis, 31 lutego 20,14 r.
Odchodzę. Uświadomiłam sobie, że nie ma sensu przebywać w tym hotelu tylko ze względu na M… - W tym miejscu ogień wypalił dziurę w kartce, więc domyśliłem się, iż chodzi o majonez. – Tak, przekupiłam Dame Simbai tylko po to, żebym mogła tu pracować. Chciałam też zdobyć więcej wiadomości na temat M… - Zapewne chodziło o marcepan – ale nadaremno. Wszystko wiedziałam o nim od samego początku. Wiem, że pewnie szalenie śmieszy Was powaga tego listu, ale postanowiłam być szczera co do najmniejszego szczegółu. Nie zamierzam nikogo oszukiwać. A tak naprawdę piszę, aby Was stokrotnie przeprosić, a szczególnie M… - Pomyślałem, że chodzi o makaron – Jestem świadoma, że przysporzyłam Wam mnóstwa kłopotów; budziłam Was o nieprzyzwoitych porach, zmuszałam do ciężkich treningów i cały czas usilnie próbowałam ugotować coś jadalnego. Gotowanie nie jest moją mocną stroną, to fakt. Mimo to mogłam włożyć więcej starań w tę robotę… Teraz pracuję na Genesis jako handlarz pasty jajecznej. Z zarobkami nie jest tak licho, więc nie przejmujcie się, zostanę już tutaj. Poza tym mam nadzieję, że posmakują Wam wszystkim genesisowskie czekolady. Nie czekam na odpowiedź, nie trudźcie się. :) Czuję także wewnętrzną potrzebę napisania czegoś, a jak tego nie zrobię, to załamię się psychicznie. Dlatego piszę, ale równocześnie błagam na kolanach – nie próbujcie zrozumieć pod żadną groźbą i pozorem!
Je’aime M… - W tym ostatnim, napisanym dużymi ozdobnymi literami zdaniu, ogień także doszczętnie strawił resztę liter po M. Z całą pewnością chodziło o musztardę. Mimo to mój inteligentny umysł nie potrafił dociec, co znaczy „Je’aime”. Wiedziałem, że to język obcy, ale nie znałem go zanadto. Odwróciłem zatem kartkę, aby otrzymać więcej wskazówek, a zastałem tak jedynie to, co było oczywiste; podpis Haniack. Wtem przyszedł Mark łasy na czekoladę i otworzył zamrażarkę z takim impetem, że list wyfrunął mi z rąk i wylądował z powrotem w piekarniku.
Sprawa budki z hotdogami wciąż stała pod wielkim znakiem zapytania. Postanowiliśmy wobec tego, że pójdziemy stawić czoła opasłemu sprzedawcy hotdogów i nauczymy go moresu. Wieczorkiem, przyodziani ciepło w zamszowe pantalony, podeszliśmy do budki. Dopiero z bliska dostrzegłem, nie wiem, czy zachęcający czy raczej odstraszający napis: „Wsadzę Ci hotdoga w niskiej cenie!”. Przeląkłem się po trosze, jednak szybko wziąłem głęboki wdech i mu wbiłem (oczywiście wbiłem piorunujące spojrzenie).
- Czy wy coś do mnie macie? – zapytał gostek bojaźliwym tonem.
- Tak. Buhahahahahahahaha! – Sinedd wybuchnął diabolicznym śmiechem.
- Koniec tego! Napad w pierwszy dzień pracy, tak? O, nie! Ja na to nie pozwolę! Zamykam! – Chłopak przybrał buńczuczny wyraz twarzy i zakneblował sklepik, po czym puścił się w nogi (choć i tak regularnie się puszczał).
- Plan jest taki; My przenosimy budkę, a ty, Mark, idź go śledzić – objaśnił Thran.
            - Już pędzę!!! – wykrzyknął entuzjastycznie Mark, wziął nogi za pas i zaczął rzucać w uciekającego śledziami z puszki.
            My tymczasem powolutku przenosiliśmy na rękach budkę do hotelu. Sinedd wyciągnął dynamit z gaci i „powiększył wejście do hotelu”. Po dłuższym czasie udało nam się przenieść obiekt do hotelu. Jedyny problem tkwił w tym, iż nikt nie potrafił jej otworzyć…
            - Hej! Przecież Rocket potrafił przechytrzyć każdy zamek! – Równocześnie spojrzeliśmy w stronę Rocketa. On natomiast uśmiechnął się bezradnie, pomachał nam ręką na pożegnanie i w tej samej sekundzie z gniazdka w ścianie wyskoczyła Babcia Stefcia i porwała Rocketa. Thran zasłonił ręką załamany wyraz twarzy, a w tle wtórował mu zza wysadzonej ściany deszcz świeżych śledzi.
_________________________________________________

* Oblicz, ile razy w ciągu minuty, sprzedawca hotdogów machał brwiami.
_________________________________________________

Mogło wypaść lepiej… Biorąc pod uwagę chyba największą przerwę w historii.
I pomyśleć, iż to dopiero pierwszy post w 2014 roku! o.O Ostatnim razem jeszcze nawet nie byłam aminem GFcenter! xD
Jeśli chodzi o Haniack (tę z bloga), to mi się znudziła, zresztą preferuję stare, klasyczne postaci z Galactik Football, nie licząc mojej chwalebnej Babci Stefci.
Pozdrawiam przyjaciół, zachęcam do konkursu na gfc! oraz dedykuję: Alicji, Cadenzie, Kacprowi, Laurce, Mrocznej Kiwi, Warchiemu, Wice, Lucy, Tii404, Hanowerce, Innej, Evelce i SpiderGirl (no, więcej wymienić nie mogłam!) i innym miłym czytelnikom, którzy czują się miłymi czytelnikami. :)
Haniack

11 komentarzy:

  1. Chwila, chwila...ja nie jestem miła xD Zdarzają się przebłyski wściekłości xD Komentuję :D
    Ahahahahaha...on się w zwierzątka bawi xD To ja...ja...ja...ja...ja jestem kotem! ^.^ Ale ja budy nie mam! ;c Szkoda...no to sorka Stary, ale musisz sobie sam z nią radzić :c No chyba, że dasz budę ;3 Buda dla kota z kotem w środku ^^
    Ahahahaha...szczęście, że go do zoo nie wzięli xD To się nazywa omijanie głupotą tematów, których nie chcemy omawiać :DD Jesteś Mistrz!
    LOL! Ahahaha...pośladkami? Skąd te zarąbiste pomysły? Jestem ciekawa, tak jak na wf-ie "Proszę pana?! Ile do przerwy?! No co? Jestem ciekawa świata" xD
    Kethupu?! TORTEX! TORTEX!*idzie do lodówki* Agh!*wydaje ten taki dźwięk* Omnonomnomnom...tak dobrze czytacie. Kolejnym produktem Kiwi na zdobycie haju jest ten oto Kethup TORTEX!*robi reklamę* Odkąd? Od grudnia ;3
    On puścił trzmiela xD Leżę i nie wstaję xD
    Ahahahaha...Majonezowy Mark....Majonezowa Kiwi? Nieee... do niego bardziej to pasuje xD
    Ojoj...dobra czytałam do końca i wszystko jest boskie... normalnie Cudo! Czekam na więcej!
    Thx za dedyk...nie jestem zbytnio miła xD

    Padawanka Kiwi ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, proszę, nie ma za co, zacny padawanie! :*
      Kocham te twoje komentarze! xD
      Postaram się napisać następny szybciej i lepiej.
      A teraz puszczam trzmiela, przesyłam gorące budyniaczki i pozdrawiam serowecznie! xD
      NMBZT! :*

      Usuń
  2. Ha ha!!! Rozdzialik fajny, ale napisałam ten komentarz, aby przypomnieć ci o pewnej rzeczy. I wiedz, że masz się już teraz zastanawiać nad głównym bohaterem i jego historii. Wiesz o co chodzi ;p
    A poza tym napisałam to tutaj, by wzbudzić ciekawość, ludzi z zewnątrz, moim prezentem urodzinowym :D
    Ala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Tak, tak, zastanowię się. :D Już pełno pomysłów mi się rodzi i tu, pod czaszką. xD

      Tak, tak ludu! Baaardzo wybredny przyjaciel potrzebuje baaardzo wykwintnego prezentu urodzinowego, dlatego baaardzo wybrednie wykorzystuje zaprzyjaźnionego baaardzo wykwintnego komediopisarza, płacąc mu pod koniec swoją egzystencją... xD ...bo to najlepszy przyjaciel i najlepszy przyjaciel, jaki mógł się trafić.

      Dobra, dość tych sentymentalnych językopląsów...
      Pzdr, syrenko! :*

      Usuń
  3. A GDZIE JA KUFA :C
    GDZIE MUJI DI DRZOK?
    zaistny rozdział My Lord'e
    Te amo 4ever!! ;3
    Tak wiem że mnie kochasz <3
    Uwielbiam to w jaki sposób piszesz te rozdziały. :*
    Moja BFFAE <3
    DZNGFCIWNRINAIONPW!
    (do zobaczenia na g... foo... ce... i w nowym rozdzie i na asku i oczywiście na prywatnej wiadomości!)
    KCMBFFAE
    (kocham cię moja BF forever and ever) <3
    //Cadi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mon Cadence!!! <3
      Oj, Ty flirciaro... xD Babcia Stefcia ma Cię na oku.
      Ale nie bój nic, na widom Didżołka aż tak się nie napala jak na Rokecika, więc mogę rudego Tobą poszczuć. Buahahaha :D Nie no, żart, wiesz, że Cię kocham, I love You, Ich liebe Dich, Je T'aime, Te amo, Watashi wa anata o aishite i coś tam jeszcze... Khekhe, nie ma to jak szpanować językoznawstwem. ... ale i tak polski jest najpiękniejszy! ^^

      Dziękuję za przemiły komentarz, Mon Cadence.
      I pamiętaj; Ty idziesz pod łukiem triumfalnym, BartkaGF triumf mija łukiem. Hahaha, coś go znielubiłam... :]

      Pzdrwm, słońce! Jesteś jak czekolada dla mojego żoładka!!! :**

      Usuń
  4. Ej, w ogóle czemu nikt nie zrobił zadanka z matematyki odnośnie rozdziału? o.O

    Heloouu, oblicz, ile razy w ciągu minuty sprzedawca hotdogów machał brwiami!
    Może pomogę:
    "A stwierdziłem takowo, ponieważ za każdym razem, gdy chłopak miał coś powiedzieć, jedynie wymownie machał brwiami. I gest ten wykonywał bodajże sto razy w ciągu kwadransa!*"

    Ej no, nieładnie tak olewać bez zgłoszenia braku zadania... A co jak takie zadanko będzie na sprawdzianiku??? o.O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwadrans ma 15 minut.
      15min : 100 = 0,15

      Odp.: Sprzedawca Hotdogów ruszał 0,15 razy na minutę brwiami.
      Poproszę 6 :3

      Usuń
    2. Szósteczka, pupilu! :*

      Usuń
    3. (\ _ /)
      (='.'=) Dziękuję <3
      (")_(")

      Usuń
  5. 28 year-old Software Test Engineer III Arlyne Rand, hailing from Lacombe enjoys watching movies like Downhill and Machining. Took a trip to Birthplace of Jesus: Church of the Nativity and the Pilgrimage Route and drives a Ferrari 250 GT Berlinetta Competizione. Strona glowna

    OdpowiedzUsuń