Micro-Ice’s
Diary:
Pewnego,
gwieździstego poranka, gdy jeszcze sobie słodko drzemałem, obudził
mnie dziwny ćwierkot owiec. Nie pamiętałem jednak, żeby ktoś
płci zwierzęcej bawił w moim pokoju, mieszkałem tu bowiem tylko
ja oraz D’Jok, którego przeważnie zalicza się do gejek.
- Halo? – Mój
współlokator odebrał telefon, ot, skąd wzięły się
niezidentyfikowane dźwięki. Zamilkł na parę sekund, jednocześnie
sapiąc i pochrapując, aż odezwał się znowu: - Tak, chętnie
pójdę z tobą na makaron.
„Makaron?!”,
zdumiałem. „Też chcę!” Wybałuszyłem oczy i wyskoczyłem z
łóżka, zrzucając na towarzysza całą swoją pościel wraz z
prześcieradłem (cóż, moje przynajmniej było czyste, nie to, co u
kolegów, którzy nie piorą prześcieradeł pełnych śladów po
okresie).
- D’Jock? –
zwróciłem się do koleżki, przybierając słodki wyraz twarzy. –
Wybierasz się dokądś? – zapytałem kompletnie niepodejrzanie,
jak gdyby nigdy nic.
- Owszem –
odparł, poprawiając sobie muszkę, przyodziany w górę od
smokingu, spodnie od piżamy i za duże glany z czerwonymi
sznurówkami.
- Uuu… Kunsztowne
wdzianko – stwierdziłem. – To dokąd to się wybierasz? –
D’Jok spojrzał się na mnie z ukosa, lekko unosząc brew. – Po
prostu chcę wiedzieć… Domniemywam, że stroisz się na jakąś
specjalną okazję… Bardzo specjalną, na to wygląda. Wobec tego
chciałem tylko..
- Nie jesteśmy
małżeństwem! – burknął.
- Jesteście! –
krzyknął Sinedd zza ściany sąsiedniego pokoju.
Wzruszyłem
bezradnie ramionami i zacząłem krążyć wokół niego z rękami
założonymi za plecy, co chwilkę wdzięcznie spoglądając i
puszczając doń zalotnie oko.
- Przykro mi.
Wychodzę. – To oznajmiwszy, skierował się ku wyjściu. Całe
szczęście chytrze zastawiłem mu drogę ucieczki własnym ciałem.
- D o k ą d s i
ę w y b i e r a s z ? – zapytałem ponownie, tym razem z
przesadną dykcją i najbardziej irytującym uśmiechem, na jaki było
mnie stać.
- Eh… -
Westchnął. – Na randkę, do licha! – Odepchnął mnie na bok i
poszedł na przód. Jednak nie poddałem się przedwcześnie i
zawczasu uczepiłem się jego talii, stojąc na kolanach.
- Zdradzasz mnie?!
– indagowałem żałosnym, melodramatycznym głosem.
- Nie mam już na
ciebie sił. – To rzekłszy, zaczął się oddalać, próbując
jakoś pozbyć się mnie uczepionego jego nogi.
Wtem przybył w
podskokach rozentuzjazmowany Mark. Wyjął D’Jokowi telefon zza
pończochy, zrobił mu zdjęcie i zaczął wokół nas biegać niczym
wieśniak wkoło totemu.
Podczas gdy D’Jok
i ja szarpaliśmy się desperacko, Mark komentował przebieg procesów
zachodzących za jego sprawą w telefonie D’Joka:
- Facebook; Status;
„Cześć, to ja, małpiszon D’Jok. Właśnie kupiłem sobie
pieska”; Dodaj zdjęcie; … „Poza tym uprawiam arbuzy, kocham
niegrzeczne łobuzy, a szczególnie ciebie, Warreniku, spotkajmy się
w rozgrzanym piekarniku”; Publikuj status. – Mark podrapał się
po piętach i uciekł, śmiejąc się diabolicznie.
Nagle dobiegł
mnie dźwięk telewizora, który zupełnie wyrwał mnie z letargu:
- Witamy w
programie „Oferma Gotuje!” W dzisiejszym odcinku zaprezentujemy
dwadzieścia domowych metod na wykorzystanie omleta w praktyce! Punkt
pierwszy; Co zrobić, gdy opony zimowe w twoim samochodzie odmawiają
współpracy? Potrzebne ci będą: patelnia, olej rzepakowy wyborny,
dwa kurze jaja rozmiaru L, liść bazylii, jogurt naturalny dwieście
gramów, cyrkiel…
- O, nie! Toż to
mój ulubiony program! Niestety, muszę już lecieć. – To
powiedziawszy, zrobiłem smutny wyraz twarzy i paralotnią poleciałem
prosto do pokoju telewizyjnego.
Gdy siedzieliśmy
zafascynowani przed telewizorem rządni wiedzy, do pokoju wszedł
Thran. Wyglądał dość niecodziennie; Cały przykryty był długim,
skórzanym płaszczem, do którego kieszeni schował nonszalancko
ręce, a jego oczy przysłaniały zarówno okrągłe okulary
przeciwsłoneczne, jak i cień rzucany przez czarny kowbojski
kapelusz. Oparty o ścianę, wyjął sztuczną fajkę i udawał, że
ją pali.
- Piłeś dziś
wapienko? – zapytał Sinedd.
Thran,
zignorowawszy to pytanie, zabrał zahipnotyzowanemu Markowi telefon
D’Joka i zaczął go przeglądać.
- Z tajemnych
źródeł wiadomo mi, że D’Jok udał się do pizzerii na makaron –
orzekł, co ja skwitowałem ironicznym wyrazem twarzy.
- Doprawdy nie
miałem pojęcia…
- Owszem –
kontynuował – Nie miałeś pojęcia, iż wybiera się tam z
niejaką dziewoją imieniem Cadenza Puszczalska, a ów lokal
usytuowany jest dwie przecznice dalej pod numerem A.
Było do
przewidzenia, że zorganizujemy drużynowy wypad śledczy na makaron.
Aby zostać anonimowymi, przebraliśmy się za zakonnice, gdyż
takich kompletów najwięcej znaleźliśmy w garderobie Aarcha.
Byliśmy także wyposażeni w krótkofalówki, uniwersalny sprzęt
szpiegowski, i podzieleni na dwuosobowe grupy; Rocket i spoczywający
zazwyczaj nie w pokoju Ahito, Sinedd i Thran oraz Mark i ja. Mei i
Tia kupowały tymczasem w Lewiatanie przecenione stroje kąpielowe
termojądrowe. Rocket jednak – nie ukrywam, że mnie to nieco
zaskoczyło – został porwany i obezwładniony przez napaloną nań
Babcię Stefcią, która w najbardziej nieoczekiwanej chwili
wyskoczyła z tostera, zatem Ahito musiał wybrać się na misję
solo.
„Dlaczego byliśmy
podzieleni?” Odpowiedź brzmi: „Z makaronem tak jest, że trzeba
go podejść od wielu stron. Dlatego zaskoczymy go, nachodząc drogą
powietrzną, drogą ziemną i drogą mleczną (to ostatnie to pomysł
Marka, wolę nie pytać, o co chodzi).
- O co chodzi z tą
drogą mleczną? – zapytałem niesfornego towarzysza.
- Lubisz mleko?
- Niespecjalnie.
- Aaa… Bo od
niego się rośnie. Buhahahahahuhuhyhy… - Ale czy było to aż tak
śmieszne, aby stracić kontrolę nad własnymi ruchami i zacząć
się wić ze śmiechu po środku ulicy, podczas gdy biedni, wracający
z pracy, kierowcy usiłowali przejechać?
Po dziesięciu
minutach Mark zorientował się, że za jego sprawą powstał korek o
gęstości miliona metrów sześciennych. Wstał, otrzepał się z
mąki tortowej i wreszcie raczył mówić z sensem:
- Z drogą mleczną
chodzi o to, że… - Zamachał brwiami. – …że, aby szybciej
pokonać te trzy ulice, rojące się od obłąkańców (i kto to
mówi), najlepiej będzie ujarzmić mlekodajne krowy.
- A gdzie ty tu
znajdziesz krowy? - Rozejrzałem się dookoła, a sam pomysł bardzo
przypadł mi do gustu. Do głowy przyszedł mi niegłupi pomysł: -
Może by tak spróbować w karczmie „Wesoła Stodoła”? –
Uśmiechnąłem się dumnie.
- Świetny pomysł,
karle! Już tam pędzę! – I skierował swe kroki ku karczmie
stojącej nieopodal naszej ulicy.
Za jego śladem
wysunąłem głowę za drzwi lokalu i rozejrzałem się dokładnie.
Żadnych krów.
- Może się gdzieś
ukryły? – zasugerowałem.
- W takim razie
należy je zwabić! – odrzekł triumfalnie Mark i z mistrzowską
wręcz profesją zaczął głośno wyć: - Muuuu! Muuuu! Muuu…
Pomóż mi – szepnął do mnie.
- Muuuu! Muuu!
Muuu!
- Zamknijcie się
cymbały!!! – wrzasnął szef stodoły i zamknął nam drzwi przed
nosem.
Upokorzeni,
przystanęliśmy na chwilkę, aby obmyślić nowy plan działania.
- Już po nas. Na
tych ulicach niechybnie napadną nas stada zbirów… - wyżalił się
zdesperowany Mark.
- No chyba że
znajdziemy inny środek transportu, którym uda nam się szybko i
bezpiecznie przebrnąć! – zaoponowałem z nierozłącznym
optymizmem.
Mark rozejrzał się
dookoła, pocierając podbródek i jednocześnie drapiąc się nogą
po pośladku. Wreszcie jego wzrok spoczął na reklamie przecenionego
papieru toaletowego w Biedronce. Zaraz potem wybuchł śmiechem
godnym prawdziwego zboczeńca-psychopaty i wbiegł, waląc się po
brzuchu rękoma, do sklepu.
Tradycyjnie
wybrałem się tam za nim i zastałem go pakującego sobie całe,
ogromne opakowania papieru pod ubrania. Na gest towarzysza począłem
wykonywać podobną czynność aż do czasu, gdy moje kunsztowne
odzienie pękało w szwach.
Wzięliśmy nogi za
pas i donośnie się rechocząc, wybiegliśmy z biedronki, włączając
przy tym do zabawy parę wstrząśniętych ochroniarzy.
W biegu – z racji
że ochroniarze nieustannie deptali nam po piętach – zawołałem
do Marka:
- Co teraz robimy?!
Papiery mi wylatują!
Zdyszany Mark
machnął trzykrotnie brwiami i puścił zalotne oko:
- To część
planu. Jedziemy na rolkach!!! – wykrzyknął radośnie, wysypał
cały zapas papieru toaletowego spod najgłębszych zakamarków
garderoby i zaczął sunąć chwiejnie po turlających się rolkach
papieru. Powtórzywszy czynność z nieco mniejszą zgrabnością,
wyciągnąłem z kieszeni rewolwer naładowany kalorycznym majonezem
o dużej mocy i z zimną krwią powaliłem strzałami wszystkich
uporczywych ochroniarzy biedronki.
Cała drużyna –
no, może bez Mei, Tii i Rocketa – zebrała się w pizzerii i w
niezawodnych kryjówkach bacznie obserwowała D’Joka i Cadenzę
żujących makaron. Mark i ja, roztropnie, przebraliśmy się za
krzaczki – klasyk. Sinedd z Thranem, przybywszy drogą ziemną,
wydostali się wreszcie spod dywanu. Jako że sprzyjał im głód,
zasiedli w stole obok i pałaszowali makaron, zasłaniając twarze
gazetami z dziurami na oczy. Ahito natomiast, jak to ci wiecznie
śpiący, posiadał skrzydła. To by wyjaśniało jego łatwe
przybycie do Pizzerii. Gdy tylko dotarł, wszedł przez szyb
wentylacyjny, uczepił się lampy i zasnął, kołysząc się
beztrosko.
- Mark, ty żmijo!
– oburzył się Thran ze swojego miejsca. – Co to ma być?! –
Wskazał na gazetę, którą wcześniej się przesłaniał. Przejąłem
od niego przedmiot i przewertowałem dokładnie rzeczony artykuł:
Zamów dojrzałą
panią, dzwoniąc pod numer ABCD. Do wyboru: Szymon z Koziegłów
(zdjęcie), Książę Madox z Genesis (zdjęcie) oraz
Thran z Wątroby Rekina (zdjęcie Thrana, który pożera banana
podczas wczorajszego lunchu).
- Hahaha! –
zaśmiałem się gromko, po czym skupiłem się na rozmowie D’Joka
z Cadenzą:
- To… ile miałaś
rodzeństwa?
- Tak z dwa razy –
odparła Cadenza, a tymczasem siedzący nieopodal Sinedd donośnie
kichnął, wyrzucając cała swoją miskę makaronu na głowę
D’Joka. - Swoją drogą, kiedy ostatnio ścinałeś włosy?
- Może jutro?
- Aaa, dziękuję.
- Zapraszamy
ponownie.
- Lubisz ogórki?
- Mogę się
zapytać.
- W takim razie
smacznego …
- Wiedziałem, że
coś między nimi iskrzy – pochwaliłem się Markowi.
- Aaa, dobry
pomysł! – potwierdził Mark i położył na stole między tych
dwojga iskrzącą się, tudzież zapowiadającą rychły wybuch,
laskę dynamitu.
Deszczem makaronu,
bezkresną radością i przekraczającym wszelkie granice moralne
entuzjazmem zakończyła się opowieść…
______________________________
*Haniack
westchnęła, skończywszy rozdział mało satysfakcjonującym
zakończeniem* Co za dużo to niezdrowo, a ponadto nieładnie tak
tuczyć czytelników.
Dedykuję Tobie,
o właśnie Tobie, co tu teraz siedzisz i czytasz z głupkowatym
wyrazem twarzy.
Poza tym nie
wątpcie we mnie!
Nudziło mi się. Wchodzę na link twojego bloga na Asku... NN! Normalnie raj na ziemi! <3
OdpowiedzUsuńĆwierkot owiec... nie no! KOCHAM TWOJE TEKSTY PO PROSTU! <3 Haniack jesteś boska!
Ahahahahahahahahahaha... okresie? Przypomniał mi się tekst jednego czwartoklasisty "Dziewczyny też mają mutacje" No myślałam, że tam pęknę z tej beki. Serio xD Też im dałam przykład"To jakby chłopak miał okres", lecz niestety oni jeszcze nie wiedzieli co ton jest za zjawisko xDD
Ahahahahahahahahahahahahahahaha... skoro tak to... Szczęścia na nowej, wspaniałej drodze życia! xD
Ahahahahahahahaha... ja nie mogę xD "Zdradzasz mnie" Leżę i nie wstaję xD To było boskie!
Ten Fejsbuk mnie rozwalił, a ten program jeszcze bardziej! No po prostu jesteś MISZCZ!
D'Jok jak mogłeś go zdradzić?! Zakonnice? PINGWINY ATAKUJĄ UWAGA! xD
Ta babcia Stefcia jest boska xD Biedni...
Ahahahahahahahahaha... a'la krówki? Bosko xD
Rozdział jest po prostu nie do opisania. Uśmiech na japy miałam, że cho, cho xD CZEKAM NA NASTĘPNE! <3
Niech Moc będzie z Tobą ♥
Burak Kiwi ^^
Dziękuję, cieszę się, że ktoś czyta, bo przez te przerwy pozapominali o mnie... xD
UsuńAle nie bój nic, teraz będę wstawiała coś częściej. ^-^
Pzdr! :]
JA DOPIERO TERAZ ZAUWAŻYŁAM ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuńprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszam!!!!!!!!!!
Boski! Najlepszy! Idealnie współgra z moim przygłupawym sposobem bycia <3 nigdy Ci tego nie wynagrodzę, tego po prostu przebić się nie daa!
OMG! Nie mam słów. Więcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcej!!! Zawszę będę Cię wielbić <3 ///Cadenza
Khekhe, bo uwierzę. :P
UsuńNie no, ok, wierzę. xD
Obyście dożyli następnego, bo przerwy rosną... :/
Świetne, zabójcze, piękne, fascynujące, niesamowite, zabawne, boski, brak mi już epitetów x D
OdpowiedzUsuń/SpiderGirl
Dziękuję! ;*
UsuńBrzmisz poniekąd, jakbyś opisywała siebie. xD