piątek, 18 kwietnia 2014

"Makaron w Pizzerii"

Micro-Ice’s Diary:
Pewnego, gwieździstego poranka, gdy jeszcze sobie słodko drzemałem, obudził mnie dziwny ćwierkot owiec. Nie pamiętałem jednak, żeby ktoś płci zwierzęcej bawił w moim pokoju, mieszkałem tu bowiem tylko ja oraz D’Jok, którego przeważnie zalicza się do gejek.
- Halo? – Mój współlokator odebrał telefon, ot, skąd wzięły się niezidentyfikowane dźwięki. Zamilkł na parę sekund, jednocześnie sapiąc i pochrapując, aż odezwał się znowu: - Tak, chętnie pójdę z tobą na makaron.
„Makaron?!”, zdumiałem. „Też chcę!” Wybałuszyłem oczy i wyskoczyłem z łóżka, zrzucając na towarzysza całą swoją pościel wraz z prześcieradłem (cóż, moje przynajmniej było czyste, nie to, co u kolegów, którzy nie piorą prześcieradeł pełnych śladów po okresie).
- D’Jock? – zwróciłem się do koleżki, przybierając słodki wyraz twarzy. – Wybierasz się dokądś? – zapytałem kompletnie niepodejrzanie, jak gdyby nigdy nic.
- Owszem – odparł, poprawiając sobie muszkę, przyodziany w górę od smokingu, spodnie od piżamy i za duże glany z czerwonymi sznurówkami.
- Uuu… Kunsztowne wdzianko – stwierdziłem. – To dokąd to się wybierasz? – D’Jok spojrzał się na mnie z ukosa, lekko unosząc brew. – Po prostu chcę wiedzieć… Domniemywam, że stroisz się na jakąś specjalną okazję… Bardzo specjalną, na to wygląda. Wobec tego chciałem tylko..
- Nie jesteśmy małżeństwem! – burknął.
- Jesteście! – krzyknął Sinedd zza ściany sąsiedniego pokoju.
Wzruszyłem bezradnie ramionami i zacząłem krążyć wokół niego z rękami założonymi za plecy, co chwilkę wdzięcznie spoglądając i puszczając doń zalotnie oko.
- Przykro mi. Wychodzę. – To oznajmiwszy, skierował się ku wyjściu. Całe szczęście chytrze zastawiłem mu drogę ucieczki własnym ciałem.
- D o k ą d s i ę w y b i e r a s z ? – zapytałem ponownie, tym razem z przesadną dykcją i najbardziej irytującym uśmiechem, na jaki było mnie stać.
- Eh… - Westchnął. – Na randkę, do licha! – Odepchnął mnie na bok i poszedł na przód. Jednak nie poddałem się przedwcześnie i zawczasu uczepiłem się jego talii, stojąc na kolanach.
- Zdradzasz mnie?! – indagowałem żałosnym, melodramatycznym głosem.
- Nie mam już na ciebie sił. – To rzekłszy, zaczął się oddalać, próbując jakoś pozbyć się mnie uczepionego jego nogi.
Wtem przybył w podskokach rozentuzjazmowany Mark. Wyjął D’Jokowi telefon zza pończochy, zrobił mu zdjęcie i zaczął wokół nas biegać niczym wieśniak wkoło totemu.
Podczas gdy D’Jok i ja szarpaliśmy się desperacko, Mark komentował przebieg procesów zachodzących za jego sprawą w telefonie D’Joka:
- Facebook; Status; „Cześć, to ja, małpiszon D’Jok. Właśnie kupiłem sobie pieska”; Dodaj zdjęcie; … „Poza tym uprawiam arbuzy, kocham niegrzeczne łobuzy, a szczególnie ciebie, Warreniku, spotkajmy się w rozgrzanym piekarniku”; Publikuj status. – Mark podrapał się po piętach i uciekł, śmiejąc się diabolicznie.
Nagle dobiegł mnie dźwięk telewizora, który zupełnie wyrwał mnie z letargu:
- Witamy w programie „Oferma Gotuje!” W dzisiejszym odcinku zaprezentujemy dwadzieścia domowych metod na wykorzystanie omleta w praktyce! Punkt pierwszy; Co zrobić, gdy opony zimowe w twoim samochodzie odmawiają współpracy? Potrzebne ci będą: patelnia, olej rzepakowy wyborny, dwa kurze jaja rozmiaru L, liść bazylii, jogurt naturalny dwieście gramów, cyrkiel…
- O, nie! Toż to mój ulubiony program! Niestety, muszę już lecieć. – To powiedziawszy, zrobiłem smutny wyraz twarzy i paralotnią poleciałem prosto do pokoju telewizyjnego.

Gdy siedzieliśmy zafascynowani przed telewizorem rządni wiedzy, do pokoju wszedł Thran. Wyglądał dość niecodziennie; Cały przykryty był długim, skórzanym płaszczem, do którego kieszeni schował nonszalancko ręce, a jego oczy przysłaniały zarówno okrągłe okulary przeciwsłoneczne, jak i cień rzucany przez czarny kowbojski kapelusz. Oparty o ścianę, wyjął sztuczną fajkę i udawał, że ją pali.
- Piłeś dziś wapienko? – zapytał Sinedd.
Thran, zignorowawszy to pytanie, zabrał zahipnotyzowanemu Markowi telefon D’Joka i zaczął go przeglądać.
- Z tajemnych źródeł wiadomo mi, że D’Jok udał się do pizzerii na makaron – orzekł, co ja skwitowałem ironicznym wyrazem twarzy.
- Doprawdy nie miałem pojęcia…
- Owszem – kontynuował – Nie miałeś pojęcia, iż wybiera się tam z niejaką dziewoją imieniem Cadenza Puszczalska, a ów lokal usytuowany jest dwie przecznice dalej pod numerem A.

Było do przewidzenia, że zorganizujemy drużynowy wypad śledczy na makaron. Aby zostać anonimowymi, przebraliśmy się za zakonnice, gdyż takich kompletów najwięcej znaleźliśmy w garderobie Aarcha. Byliśmy także wyposażeni w krótkofalówki, uniwersalny sprzęt szpiegowski, i podzieleni na dwuosobowe grupy; Rocket i spoczywający zazwyczaj nie w pokoju Ahito, Sinedd i Thran oraz Mark i ja. Mei i Tia kupowały tymczasem w Lewiatanie przecenione stroje kąpielowe termojądrowe. Rocket jednak – nie ukrywam, że mnie to nieco zaskoczyło – został porwany i obezwładniony przez napaloną nań Babcię Stefcią, która w najbardziej nieoczekiwanej chwili wyskoczyła z tostera, zatem Ahito musiał wybrać się na misję solo.
„Dlaczego byliśmy podzieleni?” Odpowiedź brzmi: „Z makaronem tak jest, że trzeba go podejść od wielu stron. Dlatego zaskoczymy go, nachodząc drogą powietrzną, drogą ziemną i drogą mleczną (to ostatnie to pomysł Marka, wolę nie pytać, o co chodzi).
- O co chodzi z tą drogą mleczną? – zapytałem niesfornego towarzysza.
- Lubisz mleko?
- Niespecjalnie.
- Aaa… Bo od niego się rośnie. Buhahahahahuhuhyhy… - Ale czy było to aż tak śmieszne, aby stracić kontrolę nad własnymi ruchami i zacząć się wić ze śmiechu po środku ulicy, podczas gdy biedni, wracający z pracy, kierowcy usiłowali przejechać?
Po dziesięciu minutach Mark zorientował się, że za jego sprawą powstał korek o gęstości miliona metrów sześciennych. Wstał, otrzepał się z mąki tortowej i wreszcie raczył mówić z sensem:
- Z drogą mleczną chodzi o to, że… - Zamachał brwiami. – …że, aby szybciej pokonać te trzy ulice, rojące się od obłąkańców (i kto to mówi), najlepiej będzie ujarzmić mlekodajne krowy.
- A gdzie ty tu znajdziesz krowy? - Rozejrzałem się dookoła, a sam pomysł bardzo przypadł mi do gustu. Do głowy przyszedł mi niegłupi pomysł: - Może by tak spróbować w karczmie „Wesoła Stodoła”? – Uśmiechnąłem się dumnie.
- Świetny pomysł, karle! Już tam pędzę! – I skierował swe kroki ku karczmie stojącej nieopodal naszej ulicy.
Za jego śladem wysunąłem głowę za drzwi lokalu i rozejrzałem się dokładnie. Żadnych krów.
- Może się gdzieś ukryły? – zasugerowałem.
- W takim razie należy je zwabić! – odrzekł triumfalnie Mark i z mistrzowską wręcz profesją zaczął głośno wyć: - Muuuu! Muuuu! Muuu… Pomóż mi – szepnął do mnie.
- Muuuu! Muuu! Muuu!
- Zamknijcie się cymbały!!! – wrzasnął szef stodoły i zamknął nam drzwi przed nosem.
Upokorzeni, przystanęliśmy na chwilkę, aby obmyślić nowy plan działania.
- Już po nas. Na tych ulicach niechybnie napadną nas stada zbirów… - wyżalił się zdesperowany Mark.
- No chyba że znajdziemy inny środek transportu, którym uda nam się szybko i bezpiecznie przebrnąć! – zaoponowałem z nierozłącznym optymizmem.
Mark rozejrzał się dookoła, pocierając podbródek i jednocześnie drapiąc się nogą po pośladku. Wreszcie jego wzrok spoczął na reklamie przecenionego papieru toaletowego w Biedronce. Zaraz potem wybuchł śmiechem godnym prawdziwego zboczeńca-psychopaty i wbiegł, waląc się po brzuchu rękoma, do sklepu.
Tradycyjnie wybrałem się tam za nim i zastałem go pakującego sobie całe, ogromne opakowania papieru pod ubrania. Na gest towarzysza począłem wykonywać podobną czynność aż do czasu, gdy moje kunsztowne odzienie pękało w szwach.
Wzięliśmy nogi za pas i donośnie się rechocząc, wybiegliśmy z biedronki, włączając przy tym do zabawy parę wstrząśniętych ochroniarzy.
W biegu – z racji że ochroniarze nieustannie deptali nam po piętach – zawołałem do Marka:
- Co teraz robimy?! Papiery mi wylatują!
Zdyszany Mark machnął trzykrotnie brwiami i puścił zalotne oko:
- To część planu. Jedziemy na rolkach!!! – wykrzyknął radośnie, wysypał cały zapas papieru toaletowego spod najgłębszych zakamarków garderoby i zaczął sunąć chwiejnie po turlających się rolkach papieru. Powtórzywszy czynność z nieco mniejszą zgrabnością, wyciągnąłem z kieszeni rewolwer naładowany kalorycznym majonezem o dużej mocy i z zimną krwią powaliłem strzałami wszystkich uporczywych ochroniarzy biedronki.

Cała drużyna – no, może bez Mei, Tii i Rocketa – zebrała się w pizzerii i w niezawodnych kryjówkach bacznie obserwowała D’Joka i Cadenzę żujących makaron. Mark i ja, roztropnie, przebraliśmy się za krzaczki – klasyk. Sinedd z Thranem, przybywszy drogą ziemną, wydostali się wreszcie spod dywanu. Jako że sprzyjał im głód, zasiedli w stole obok i pałaszowali makaron, zasłaniając twarze gazetami z dziurami na oczy. Ahito natomiast, jak to ci wiecznie śpiący, posiadał skrzydła. To by wyjaśniało jego łatwe przybycie do Pizzerii. Gdy tylko dotarł, wszedł przez szyb wentylacyjny, uczepił się lampy i zasnął, kołysząc się beztrosko.
- Mark, ty żmijo! – oburzył się Thran ze swojego miejsca. – Co to ma być?! – Wskazał na gazetę, którą wcześniej się przesłaniał. Przejąłem od niego przedmiot i przewertowałem dokładnie rzeczony artykuł:
Zamów dojrzałą panią, dzwoniąc pod numer ABCD. Do wyboru: Szymon z Koziegłów (zdjęcie), Książę Madox z Genesis (zdjęcie) oraz Thran z Wątroby Rekina (zdjęcie Thrana, który pożera banana podczas wczorajszego lunchu).
- Hahaha! – zaśmiałem się gromko, po czym skupiłem się na rozmowie D’Joka z Cadenzą:
- To… ile miałaś rodzeństwa?
- Tak z dwa razy – odparła Cadenza, a tymczasem siedzący nieopodal Sinedd donośnie kichnął, wyrzucając cała swoją miskę makaronu na głowę D’Joka. - Swoją drogą, kiedy ostatnio ścinałeś włosy?
- Może jutro?
- Aaa, dziękuję.
- Zapraszamy ponownie.
- Lubisz ogórki?
- Mogę się zapytać.
- W takim razie smacznego …
- Wiedziałem, że coś między nimi iskrzy – pochwaliłem się Markowi.
- Aaa, dobry pomysł! – potwierdził Mark i położył na stole między tych dwojga iskrzącą się, tudzież zapowiadającą rychły wybuch, laskę dynamitu.
Deszczem makaronu, bezkresną radością i przekraczającym wszelkie granice moralne entuzjazmem zakończyła się opowieść…
______________________________

*Haniack westchnęła, skończywszy rozdział mało satysfakcjonującym zakończeniem* Co za dużo to niezdrowo, a ponadto nieładnie tak tuczyć czytelników.
Dedykuję Tobie, o właśnie Tobie, co tu teraz siedzisz i czytasz z głupkowatym wyrazem twarzy.
Poza tym nie wątpcie we mnie!

6 komentarzy:

  1. Nudziło mi się. Wchodzę na link twojego bloga na Asku... NN! Normalnie raj na ziemi! <3
    Ćwierkot owiec... nie no! KOCHAM TWOJE TEKSTY PO PROSTU! <3 Haniack jesteś boska!
    Ahahahahahahahahahaha... okresie? Przypomniał mi się tekst jednego czwartoklasisty "Dziewczyny też mają mutacje" No myślałam, że tam pęknę z tej beki. Serio xD Też im dałam przykład"To jakby chłopak miał okres", lecz niestety oni jeszcze nie wiedzieli co ton jest za zjawisko xDD
    Ahahahahahahahahahahahahahahaha... skoro tak to... Szczęścia na nowej, wspaniałej drodze życia! xD
    Ahahahahahahahaha... ja nie mogę xD "Zdradzasz mnie" Leżę i nie wstaję xD To było boskie!
    Ten Fejsbuk mnie rozwalił, a ten program jeszcze bardziej! No po prostu jesteś MISZCZ!
    D'Jok jak mogłeś go zdradzić?! Zakonnice? PINGWINY ATAKUJĄ UWAGA! xD
    Ta babcia Stefcia jest boska xD Biedni...
    Ahahahahahahahahaha... a'la krówki? Bosko xD
    Rozdział jest po prostu nie do opisania. Uśmiech na japy miałam, że cho, cho xD CZEKAM NA NASTĘPNE! <3
    Niech Moc będzie z Tobą ♥

    Burak Kiwi ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że ktoś czyta, bo przez te przerwy pozapominali o mnie... xD
      Ale nie bój nic, teraz będę wstawiała coś częściej. ^-^
      Pzdr! :]

      Usuń
  2. JA DOPIERO TERAZ ZAUWAŻYŁAM ROZDZIAŁ!

    przepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszam!!!!!!!!!!
    Boski! Najlepszy! Idealnie współgra z moim przygłupawym sposobem bycia <3 nigdy Ci tego nie wynagrodzę, tego po prostu przebić się nie daa!
    OMG! Nie mam słów. Więcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcejwięcej!!! Zawszę będę Cię wielbić <3 ///Cadenza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Khekhe, bo uwierzę. :P

      Nie no, ok, wierzę. xD

      Obyście dożyli następnego, bo przerwy rosną... :/

      Usuń
  3. Świetne, zabójcze, piękne, fascynujące, niesamowite, zabawne, boski, brak mi już epitetów x D
    /SpiderGirl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! ;*

      Brzmisz poniekąd, jakbyś opisywała siebie. xD

      Usuń