Micro-Ice’s Diary:
- Galaktyczne dni
sportu: Odbędą się na stadionie Genesis, a cały ich przebieg
potrwa równo tydzień. W turnieju uczestniczyć będą futboliści
ze wszystkich planet i drużyn, a dzięki najnowszym technologiom
unikną usterek spowodowanych odmiennymi fluksami. Zawodników
zawitamy w unowocześnionym i rozbudowanym hotelu Genesis, gdzie
zamieszkają w luksusowych pokojach wraz z bezpłatną toaletą i
pożywieniem. Poza tym oferujemy wiele atrakcji na terenie przybytku,
m.in. basen, kręgielnia, park i sale do ćwiczeń, oraz najnowszej
generacji holotrenery. Gorąco zachęcamy wszystkich do udziału w
zabawie! – przeczytał Aarch zaproszenie od Duke’a Madoxa.
- Uuu, Duke Madox
naprawdę nas zaprasza do wspólnej zabawy? – Ucieszył się Mark.
- Nie – odrzekł
trener – zaprosił nas do wzięcia udziału w galaktycznych dniach
sportu, w których b ę d z i e m y g r a ć w p i ł k ę n
o ż n ą !
- Ano szkoda…
- Nieważne…
Macie stawić się jutro o ósmej spakowani, bo piraci nie będą
chcieli na nas czekać – powiedział. Bo z dziką rozkoszą będą
chcieli nas znowu gdzieś podwozić, dodał w myślach.
Otóż zerwałem
się z łóżka około godziny siódmej, gdy mój współlokator już
dawno stał na nogach.
- Można wiedzieć,
co zrobiłeś z moim jedwabnym ręcznikiem, zboczeńcu? – rzucił
D’Jok do półprzytomnego mnie. Wreszcie spojrzałem na obiekt w
jego rękach i zauważyłem w nim dużą dziurę wielkości arbuza.
Wtem przypomniało mi się, jak z Markiem bawiliśmy się w
supermanów i były nam potrzebne peleryny. Niestety, po napadzie w
solarium mieliśmy parę problemów, gdyż poznano nas mimo masek z
majtek Artegora i wysłano nas na komisariat policji. Całe szczęście
zjedliśmy wcześniej cztery garnki grochówki…
- Podejrzewam, że
przypalił się przy prasowaniu – odpowiedziałem, odrywając się
od wesołych wspomnień.
- Też myślę, że
to wina prasy…
- Aaaa!!! Moja
szczoteczka do zębów!!! – Sinedd krzyczał zza ściany, kiedy
Mark zaniósł się opętańczym śmiechem.
Ja tymczasem
pakowałem do torby najpotrzebniejsze przedmioty; tarkę do sera,
wyciskacz do cytryn, chochlę do zupy, niewielki rondelek, mikser,
łyżkę do lodów oraz parę foremek do pierników (i w
przeciwieństwie do co poniektórych nie dopatrzyłem się w żadnej
z tych rzeczy dwuznaczności). Zaopatrzyłem się także w podrobioną
kartę pracownika fabryki makaronu.
W końcu nadeszła
godzina ósma, a przed hotelem czekała na nas Czarna Manta z Sonym
Blackeboncem przy sterach. Patrzył się na nas tak jakoś wrogo…
- Aarch, powiedz
tym łajdakom, żeby szybciej się ruszali, co? – warknął
przywódca piratów.
- No dobrze.
Dzieci, wchodzimy, gęsiego! – Gdy wchodziliśmy po schodkach do
Czarnej Manty, Aarch bodajże coś wyliczał. – Jeden, dwa… Trzy…
Cztery… Pięć, sześć, siedem… Osiem… Osiem… Osiem? Osiem!
Brakuje jednego! Kto taki dowcipniś?!
- Nie trudno
zauważyć, drogi przyjacielu, że panuje tu nieprawdopodobny
porządek. Stawiam o zakład, że brakuje tego twojego
nieokrzesanego, kretyńskiego… sam wiesz – orzekł Sony. –
Sugeruję, abyśmy wyruszyli bez niego. Nie ma co sobie utrudniać
sprawy, zgodzisz się ze mną?
- Hmm… Masz
rację. Niestety, pod naszą nieobecność Mark może wyrządzić
wiele szkód… Mimo to lepiej będzie nie ryzykować. Jak coś
przeskrobie na Genesis, to Madox już na pewno nas nigdy nigdzie nie
zaprosi.
Sony westchnął z
ulgą i chwycił za stery, zaś Corso przyłożył mikrofon do ust,
tak abyśmy mogli go wszyscy wyraźnie usłyszeć:
- Proszę, byście
w zamian za tę drobną przysługę nie zaśmiecali tak statku jak za
ostatnim razem. Rozumiemy się? A, i nie ważcie się pić paliwa…
Ani wybijać szyb, wyrzucać jakieś dziwne przedmioty za okna,
zadymiać pomieszczenie… Po prostu siedźcie w bezruchu i
zachowujcie się przyzwoicie!
Posłaliśmy mu
niewinne uśmiechy i przeszliśmy do naszych przyzwoitych zajęć, to
jest rozmawianie na ciekawe tematy.
Przysiadł się do
mnie jak zawsze w dobrym nastroju Artie.
- Siemanko,
skrzacie, co tam?
- Hipopotam. – Na
te słowa Artie rozejrzał się dookoła statku. Wreszcie pojął
żart i kontynuował pogawędkę:
- Słyszałem, że
wasi trenerzy się zaręczyli, to prawda?
- Nie do końca.
Artegor uważa ślub za zbyt niebezpieczny. Boi się, że nie będzie
mógł po nim już nic ukryć przed swoim kochankiem.
- Ooo, to ten wasz
staruszek ma jakieś mroczne sekrety? – zapytał z dziką rządzą
mrocznych sekretów.
- No jasne! Podobno
jest handlarzem narkotyków i niedozwolonej pasty jajecznej, które
przewozi ukryte wiesz gdzie, przebrany za Wiesię z kółka robótek
ręcznych! Tylko nie mów nikomu.
- Dobra. – Po
czym wyjął telefon z kieszeni i wysłał wiadomości z nowinkami,
zaznaczając wszystkie kontakty, pomijając fakt, iż Artegor również
się w nich znajdował.
- A u piratów
jakieś ciekawe aktualności..?
- Raczej nic
szczególnego… Może poza tym, że Lord Phoenix kocha się z
Corsem.
- Że jak?
- No, poważnie
mówię! Podobno – tu ściszył głos – im grubsza poducha, tym
lepiej się dmucha. Hahahaha… - Artie zaśmiał się gromko.
- Mark pewnie coś
o tym wie… A tak na marginesie, to wiesz może, gdzie się podział
ten pomyleniec?
- Nie mam po … -
Nie dokończył, a rozentuzjazmowany Mark zaczął nam machać zza
okna. Puściwszy do nas oko, skierował się, krocząc niczym istna
jaszczurka, ku przedniej szybie statku. Wraz z Artiem osłupieliśmy.
Co ten szaleniec zamierzał?
W niespodziewanym
momencie Mark naskoczył na przednią szybę statku i począł robić
głupie miny do Sony’ego.
- Aaa!!! –
Przeraził się pirat, ujrzawszy na szybie statku, którym przez cały
ten czas sterował, wymachującego ozorem na wszystkie strony Marka.
Później imbecyl rozpłaszczył sobie twarz na oknie, szeroko
wybałuszając oczy, przez co osiągnął jeszcze bardziej koszmarny
efekt, niż na jaki liczył.
Dzięki Bogu,
jeszcze nie zdjął gaci, pomyślałem.
- Co zrobimy z tym
półgłówkiem? – zapytał oburzony Corso.
- Każ mu się
przenieść do magazynu! Czy on zdaje sobie sprawę, że zaraz się
przezeń rozbijemy?! – wrzasnął Sony.
- A czy ty zdajesz
sobie sprawę, w jakim stanie możemy zastać nasze bagaże?
- Zbliżamy się do
Genesis – zauważył Bennet. – Dajcie mu spadochron i powiedzcie,
że w lunaparku jest tunel miłości.
- A co to ma do
rzeczy? – zdziwił się Sony.
- A zresztą…
Mark! – zawołał Bennet. – Masz tu spadochron! – Podał
przedmiot przez niewielką szczelinę z boku. – W lunaparku jest
tunel miłości!
- Buahahahaha!
Dobra, lecę na łowy! Szczęście was ominęło, frajerzy,
spróbujcie następnym razem, o ile nie będę już zajęty. – Mark
zostawił buziaka na szybie i poleciał prosto w stronę parku
planety, która z każdą minutą stawała się coraz wyraźniejsza.
Po dziesięciu
minutach czekania w niewyobrażalnej dyscyplinie wysiedliśmy z
Czarnej Manty.
- Musimy się
rozstać, skrzacie. Tak jakbyś mnie szukał, to po prawej od basenu
w waszym hotelu znajduje się niewielki lasek. Na samym środku
rośnie dorodna śliwa. Musisz pociągnąć za owoc w kolorze
niebieskim i wypowiedzieć hasło, które brzmi: „Ach, jakże mnie
boli kolano!” Nasza tajna baza pojawi się bezzwłocznie… -
orzekł Artie tajemniczo i momentalnie rozpłynął się w powietrzu.
- Zapamiętam –
odparłem sam sobie.
- Nie wiem, jak mam
Ci dziękować Sony… - podjął Aarch z nieco skruszoną miną.
- Wyślij tego
durnia do zakładu psychiatrycznego, więcej nie zamierzam wam
pomagać! – burknął i odszedł zbulwersowany.
Aarch, przygotowany
już na każdą okoliczność, kazał nam ustawić się w rządku i
ponownie nas przeliczył:
- Ahito, Thran,
Micro-Ice, D’Jok, Sinedd, Mei, Tia, Rocket… - I nagle z
pierwszego z brzegu krzaczka wyskoczyła Babcia Stefcia i porwała
Rocketa.
…ciąg
dalszy nastąpi…
____________________________________________________________
Dedykacje
wszystkim tym, którzy uważają się za moich przyjaciół, a
nadchodzący rozdział pojawi się trochę szybciej niż poprzednie.
Dziękuję za tę
krótką chwilę uwagi i pozdrawiam Was, kochani! :)
Haniack
Super! Już nie mogłam się doczekać ;) Genialna notka... :3 Czekam na kolejną;D
OdpowiedzUsuń/z uszanowankiem pozdrawia SpiderGirl ;>
Dziękuję, poza tym wiedz, że sama mnie zmotywowałaś. xD
UsuńNastępna notka nadejdzie nieco szybciej i mam nadzieję, że również Ci się spodoba. :]
... bo ja uważam się za Twego zwierzociela, a może przyjaciela? Kto tam mnie wie, czy jestem jajkiem, czy może majonezem, a może dealerem?
OdpowiedzUsuńMhmmhmhmhmhmhmh coś czuję w powietrzu... czujesz to? Cholera, jaki piękny zapach! Ahhh, tak, to przecież ZAJEBISTOŚĆ TEGO ROZDZIAŁU! No tak, odzwyczaiłam się od tej przepięknej woni... <3
Kocham Cię! Czekam na więcej! <3<3<3
Twoja wierna przyjaciółka, Cadenza :)
Dziękuję za przemiłe słowa, przyjacielu! ;*
UsuńHCEMY WIĘCEJ KOCHAM CIE WIECEJ WIECEJ :)))))))) odpisz bo hcemy wiecej
OdpowiedzUsuńHahaha :D
UsuńI w jednym komentarzu "hcemy" przez samo "h" przebiło cały tak praco-, czasochłonny rozdział. xD
Liczy się, że zrozumiałam przekaz, również Cię kocham, a z tej miłości urodzę więcej. ;)
Nie martw się anonimowy koleżko ;) Haniack ma rękę do taki rzeczy xD Każdy rozdział świetny ;D
OdpowiedzUsuńChcemy ;) oko xD <3
/SpiderGirl
Niee, Haniack nie ma ręki do takich rzeczy, Haniack po prostu pisze z jajem. Buhaha xD
UsuńHellou! Wybacz, że nie skomentowałam wcześniej, ale taki grafik, że ja nie mogę. Wena idzie na nowy rozdział, gdzie się dzieje i musi być długi :> Ale już komentuję :*
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieję, że oni nie będą tylko grać, grać, grać, ale będą też się dobrze bawić, bo jak są oni, to jest zabawa! :>
Oni są boscy i zboczeni :3 Huhu... lubię takie opowiadania xD Proszę wybaczyć mi, ale ja miałam urodziny i mam już swoje lata xD Zmieniam się powoli, ołkej? Proszę o wyrozumiałość ;)
Oni im zabraniają wariować?! Tak nie można! To skandal jest! Ej no bez jaj! Na serio tak nie można! ;-; Oni muszą tu robić bibę no ;-;
Ta rozmowa jest boska xD I Mark poleciał sobie. Baj baj :c :*
Ahahhahahahahahahahhahahahaha... leżę i nie wstaję, bo babcia Stefcia porwała Rocketa xD
Rozdział jest niesamowity i czekam na ciąg dalszy ^^
Żelkowata Padawanka ^-^
Który to raz powtarzam, że uwielbiam Twoje komentarze? Nie zaszkodzi kolejny, a więc uwielbiam. :)
UsuńHyhyhy, boscy i zboczeni! Albo zboczeni i boscy. xD Heheh, głupia jestem, ale dla mnie śmieszne poniekąd i przeważnie musi być zboczone... :3
Wyrozumiała jestem ze wszech miar. Sama się starzeję. Jeszcze trochę fałdek uzbierać, to możemy założyć Tajny Klub Gorących Staruszek Podrywających Losowych Jegomościów.
Aaach... Babcia Stefcia i powalająca kobiecość... Zwala z nóg, czyż nie? :D
świetne opowiadanie, ja też piszę tylko o innej tematyce, a właściwie zaczynam.
OdpowiedzUsuńMoże obejrzysz, zaobserwujesz lub skomentujesz?
http://full-moon-history.blogspot.com/