niedziela, 11 maja 2014

"Galaktyczne dni sportu cz.1"

Micro-Ice’s Diary:
- Galaktyczne dni sportu: Odbędą się na stadionie Genesis, a cały ich przebieg potrwa równo tydzień. W turnieju uczestniczyć będą futboliści ze wszystkich planet i drużyn, a dzięki najnowszym technologiom unikną usterek spowodowanych odmiennymi fluksami. Zawodników zawitamy w unowocześnionym i rozbudowanym hotelu Genesis, gdzie zamieszkają w luksusowych pokojach wraz z bezpłatną toaletą i pożywieniem. Poza tym oferujemy wiele atrakcji na terenie przybytku, m.in. basen, kręgielnia, park i sale do ćwiczeń, oraz najnowszej generacji holotrenery. Gorąco zachęcamy wszystkich do udziału w zabawie! – przeczytał Aarch zaproszenie od Duke’a Madoxa.
- Uuu, Duke Madox naprawdę nas zaprasza do wspólnej zabawy? – Ucieszył się Mark.
- Nie – odrzekł trener – zaprosił nas do wzięcia udziału w galaktycznych dniach sportu, w których  b ę d z i e m y   g r a ć    w   p i ł k ę   n o ż n ą !
- Ano szkoda…
- Nieważne… Macie stawić się jutro o ósmej spakowani, bo piraci nie będą chcieli na nas czekać – powiedział. Bo z dziką rozkoszą będą chcieli nas znowu gdzieś podwozić, dodał w myślach.

Otóż zerwałem się z łóżka około godziny siódmej, gdy mój współlokator już dawno stał na nogach.
- Można wiedzieć, co zrobiłeś z moim jedwabnym ręcznikiem, zboczeńcu? – rzucił D’Jok do półprzytomnego mnie. Wreszcie spojrzałem na obiekt w jego rękach i zauważyłem w nim dużą dziurę wielkości arbuza. Wtem przypomniało mi się, jak z Markiem bawiliśmy się w supermanów i były nam potrzebne peleryny. Niestety, po napadzie w solarium mieliśmy parę problemów, gdyż poznano nas mimo masek z majtek Artegora i wysłano nas na komisariat policji. Całe szczęście zjedliśmy wcześniej cztery garnki grochówki…
- Podejrzewam, że przypalił się przy prasowaniu – odpowiedziałem, odrywając się od wesołych wspomnień.
- Też myślę, że to wina prasy…
- Aaaa!!! Moja szczoteczka do zębów!!! – Sinedd krzyczał zza ściany, kiedy Mark zaniósł się opętańczym śmiechem.
Ja tymczasem pakowałem do torby najpotrzebniejsze przedmioty; tarkę do sera, wyciskacz do cytryn, chochlę do zupy, niewielki rondelek, mikser, łyżkę do lodów oraz parę foremek do pierników (i w przeciwieństwie do co poniektórych nie dopatrzyłem się w żadnej z tych rzeczy dwuznaczności). Zaopatrzyłem się także w podrobioną kartę pracownika fabryki makaronu.

W końcu nadeszła godzina ósma, a przed hotelem czekała na nas Czarna Manta z Sonym Blackeboncem przy sterach. Patrzył się na nas tak jakoś wrogo…
- Aarch, powiedz tym łajdakom, żeby szybciej się ruszali, co? – warknął przywódca piratów.
- No dobrze. Dzieci, wchodzimy, gęsiego! – Gdy wchodziliśmy po schodkach do Czarnej Manty, Aarch bodajże coś wyliczał. – Jeden, dwa… Trzy… Cztery… Pięć, sześć, siedem… Osiem… Osiem… Osiem? Osiem! Brakuje jednego! Kto taki dowcipniś?!
- Nie trudno zauważyć, drogi przyjacielu, że panuje tu nieprawdopodobny porządek. Stawiam o zakład, że brakuje tego twojego nieokrzesanego, kretyńskiego… sam wiesz – orzekł Sony. – Sugeruję, abyśmy wyruszyli bez niego. Nie ma co sobie utrudniać sprawy, zgodzisz się ze mną?
- Hmm… Masz rację. Niestety, pod naszą nieobecność Mark może wyrządzić wiele szkód… Mimo to lepiej będzie nie ryzykować. Jak coś przeskrobie na Genesis, to Madox już na pewno nas nigdy nigdzie nie zaprosi.
Sony westchnął z ulgą i chwycił za stery, zaś Corso przyłożył mikrofon do ust, tak abyśmy mogli go wszyscy wyraźnie usłyszeć:
- Proszę, byście w zamian za tę drobną przysługę nie zaśmiecali tak statku jak za ostatnim razem. Rozumiemy się? A, i nie ważcie się pić paliwa… Ani wybijać szyb, wyrzucać jakieś dziwne przedmioty za okna, zadymiać pomieszczenie… Po prostu siedźcie w bezruchu i zachowujcie się przyzwoicie!
Posłaliśmy mu niewinne uśmiechy i przeszliśmy do naszych przyzwoitych zajęć, to jest rozmawianie na ciekawe tematy.
Przysiadł się do mnie jak zawsze w dobrym nastroju Artie.
- Siemanko, skrzacie, co tam?
- Hipopotam. – Na te słowa Artie rozejrzał się dookoła statku. Wreszcie pojął żart i kontynuował pogawędkę:
- Słyszałem, że wasi trenerzy się zaręczyli, to prawda?
- Nie do końca. Artegor uważa ślub za zbyt niebezpieczny. Boi się, że nie będzie mógł po nim już nic ukryć przed swoim kochankiem.
- Ooo, to ten wasz staruszek ma jakieś mroczne sekrety? – zapytał z dziką rządzą mrocznych sekretów.
- No jasne! Podobno jest handlarzem narkotyków i niedozwolonej pasty jajecznej, które przewozi ukryte wiesz gdzie, przebrany za Wiesię z kółka robótek ręcznych! Tylko nie mów nikomu.
- Dobra. – Po czym wyjął telefon z kieszeni i wysłał wiadomości z nowinkami, zaznaczając wszystkie kontakty, pomijając fakt, iż Artegor również się w nich znajdował.
- A u piratów jakieś ciekawe aktualności..?
- Raczej nic szczególnego… Może poza tym, że Lord Phoenix kocha się z Corsem.
- Że jak?
- No, poważnie mówię! Podobno – tu ściszył głos – im grubsza poducha, tym lepiej się dmucha. Hahahaha… - Artie zaśmiał się gromko.
- Mark pewnie coś o tym wie… A tak na marginesie, to wiesz może, gdzie się podział ten pomyleniec?
- Nie mam po … - Nie dokończył, a rozentuzjazmowany Mark zaczął nam machać zza okna. Puściwszy do nas oko, skierował się, krocząc niczym istna jaszczurka, ku przedniej szybie statku. Wraz z Artiem osłupieliśmy. Co ten szaleniec zamierzał?
W niespodziewanym momencie Mark naskoczył na przednią szybę statku i począł robić głupie miny do Sony’ego.
- Aaa!!! – Przeraził się pirat, ujrzawszy na szybie statku, którym przez cały ten czas sterował, wymachującego ozorem na wszystkie strony Marka. Później imbecyl rozpłaszczył sobie twarz na oknie, szeroko wybałuszając oczy, przez co osiągnął jeszcze bardziej koszmarny efekt, niż na jaki liczył.
Dzięki Bogu, jeszcze nie zdjął gaci, pomyślałem.
- Co zrobimy z tym półgłówkiem? – zapytał oburzony Corso.
- Każ mu się przenieść do magazynu! Czy on zdaje sobie sprawę, że zaraz się przezeń rozbijemy?! – wrzasnął Sony.
- A czy ty zdajesz sobie sprawę, w jakim stanie możemy zastać nasze bagaże?
- Zbliżamy się do Genesis – zauważył Bennet. – Dajcie mu spadochron i powiedzcie, że w lunaparku jest tunel miłości.
- A co to ma do rzeczy? – zdziwił się Sony.
- A zresztą… Mark! – zawołał Bennet. – Masz tu spadochron! – Podał przedmiot przez niewielką szczelinę z boku. – W lunaparku jest tunel miłości!
- Buahahahaha! Dobra, lecę na łowy! Szczęście was ominęło, frajerzy, spróbujcie następnym razem, o ile nie będę już zajęty. – Mark zostawił buziaka na szybie i poleciał prosto w stronę parku planety, która z każdą minutą stawała się coraz wyraźniejsza.

Po dziesięciu minutach czekania w niewyobrażalnej dyscyplinie wysiedliśmy z Czarnej Manty.
- Musimy się rozstać, skrzacie. Tak jakbyś mnie szukał, to po prawej od basenu w waszym hotelu znajduje się niewielki lasek. Na samym środku rośnie dorodna śliwa. Musisz pociągnąć za owoc w kolorze niebieskim i wypowiedzieć hasło, które brzmi: „Ach, jakże mnie boli kolano!” Nasza tajna baza pojawi się bezzwłocznie… - orzekł Artie tajemniczo i momentalnie rozpłynął się w powietrzu.
- Zapamiętam – odparłem sam sobie.
- Nie wiem, jak mam Ci dziękować Sony… - podjął Aarch z nieco skruszoną miną.
- Wyślij tego durnia do zakładu psychiatrycznego, więcej nie zamierzam wam pomagać! – burknął i odszedł zbulwersowany.
Aarch, przygotowany już na każdą okoliczność, kazał nam ustawić się w rządku i ponownie nas przeliczył:
- Ahito, Thran, Micro-Ice, D’Jok, Sinedd, Mei, Tia, Rocket… - I nagle z pierwszego z brzegu krzaczka wyskoczyła Babcia Stefcia i porwała Rocketa.

ciąg dalszy nastąpi…

____________________________________________________________

Dedykacje wszystkim tym, którzy uważają się za moich przyjaciół, a nadchodzący rozdział pojawi się trochę szybciej niż poprzednie.
Dziękuję za tę krótką chwilę uwagi i pozdrawiam Was, kochani! :)
Haniack

11 komentarzy:

  1. Super! Już nie mogłam się doczekać ;) Genialna notka... :3 Czekam na kolejną;D
    /z uszanowankiem pozdrawia SpiderGirl ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, poza tym wiedz, że sama mnie zmotywowałaś. xD
      Następna notka nadejdzie nieco szybciej i mam nadzieję, że również Ci się spodoba. :]

      Usuń
  2. ... bo ja uważam się za Twego zwierzociela, a może przyjaciela? Kto tam mnie wie, czy jestem jajkiem, czy może majonezem, a może dealerem?
    Mhmmhmhmhmhmhmh coś czuję w powietrzu... czujesz to? Cholera, jaki piękny zapach! Ahhh, tak, to przecież ZAJEBISTOŚĆ TEGO ROZDZIAŁU! No tak, odzwyczaiłam się od tej przepięknej woni... <3
    Kocham Cię! Czekam na więcej! <3<3<3
    Twoja wierna przyjaciółka, Cadenza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za przemiłe słowa, przyjacielu! ;*

      Usuń
  3. HCEMY WIĘCEJ KOCHAM CIE WIECEJ WIECEJ :)))))))) odpisz bo hcemy wiecej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha :D

      I w jednym komentarzu "hcemy" przez samo "h" przebiło cały tak praco-, czasochłonny rozdział. xD
      Liczy się, że zrozumiałam przekaz, również Cię kocham, a z tej miłości urodzę więcej. ;)

      Usuń
  4. Nie martw się anonimowy koleżko ;) Haniack ma rękę do taki rzeczy xD Każdy rozdział świetny ;D
    Chcemy ;) oko xD <3

    /SpiderGirl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niee, Haniack nie ma ręki do takich rzeczy, Haniack po prostu pisze z jajem. Buhaha xD

      Usuń
  5. Hellou! Wybacz, że nie skomentowałam wcześniej, ale taki grafik, że ja nie mogę. Wena idzie na nowy rozdział, gdzie się dzieje i musi być długi :> Ale już komentuję :*
    Ja mam nadzieję, że oni nie będą tylko grać, grać, grać, ale będą też się dobrze bawić, bo jak są oni, to jest zabawa! :>
    Oni są boscy i zboczeni :3 Huhu... lubię takie opowiadania xD Proszę wybaczyć mi, ale ja miałam urodziny i mam już swoje lata xD Zmieniam się powoli, ołkej? Proszę o wyrozumiałość ;)
    Oni im zabraniają wariować?! Tak nie można! To skandal jest! Ej no bez jaj! Na serio tak nie można! ;-; Oni muszą tu robić bibę no ;-;
    Ta rozmowa jest boska xD I Mark poleciał sobie. Baj baj :c :*
    Ahahhahahahahahahahhahahahaha... leżę i nie wstaję, bo babcia Stefcia porwała Rocketa xD
    Rozdział jest niesamowity i czekam na ciąg dalszy ^^

    Żelkowata Padawanka ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Który to raz powtarzam, że uwielbiam Twoje komentarze? Nie zaszkodzi kolejny, a więc uwielbiam. :)

      Hyhyhy, boscy i zboczeni! Albo zboczeni i boscy. xD Heheh, głupia jestem, ale dla mnie śmieszne poniekąd i przeważnie musi być zboczone... :3
      Wyrozumiała jestem ze wszech miar. Sama się starzeję. Jeszcze trochę fałdek uzbierać, to możemy założyć Tajny Klub Gorących Staruszek Podrywających Losowych Jegomościów.
      Aaach... Babcia Stefcia i powalająca kobiecość... Zwala z nóg, czyż nie? :D

      Usuń
  6. świetne opowiadanie, ja też piszę tylko o innej tematyce, a właściwie zaczynam.
    Może obejrzysz, zaobserwujesz lub skomentujesz?
    http://full-moon-history.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń