Micro-Ice’s Diary:
- Koniec tego!
Zrywam z tobą!
- Nie!! Nie
ośmielisz się zerwać moich sztucznych bokobrodów!
- Nie o to mi
chodzi, siermięgo! Koniec naszego związku!
- Aaa… Okej.
Przerwa, w sensie. Czyli wiążemy się z powrotem za 5 minut, gdy
już zdążysz kupić niezbędne do migdalenia się migdały.
- Nie, kolego. Nie
będzie żadnych migdałów i żadnego pieprzu. Odtąd nie jesteśmy
już razem…
- Jak to?! Wszakże
razem jesteśmy człowiekami, czyż nie?
- Taaak! Ale nie o
tym mowa! Nie będziemy już gejami od tej pory!
- Kiedy ja nigdy
nie byłem gejem!
- Ach, tak! Teraz
się przyznajesz, że mnie zdradzałeś! Jakieś brudne sprawy z
Adin, co?!
- Nie… Z Adin
nie robiłem dosłownie nic, od czego można by się ubrudzić…
- Dość! Kamery
mówią swoje! Wiem, co kryjesz…
- Aaa! Sugerujesz,
żebym się rozebrał?
- Nie udawaj
półgłówka!
- Nie udaję.
- Aaa, to takie
buty! W takim razie żegnam!
- Kogo?
- Ciebie, głombie!
Nie zamierzam dłużej być z tobą lessbijem. Clamp jest
zdecydowanie lepszym partnerem. – To rzekłszy, zostawił swego ex
na pastwę losu, a ten dostał zawału pachwin…
* * *
Dzień był ponury…
Siedziałem sobie w hotelu, zastanawiając się przy tym, gdzie
podziały się Mei i Tia… Jak na mnie przystało, nie zaprzątam
sobie głowy tak głupkowatymi, do granic pozbawionymi sensu
pytaniami typu: „Gdzie ktoś się podziewa?” Trapią mnie
bardziej zagadki jak: „Gdzie podziewają się lody jarzynowe z
adwokatową posypką, które leżą w pokoju Clampa?” – Dotąd
nie otrzymałem odpowiedzi…
Nie odbiegając…
Tego pochmurnego poranka jak z prędkością światła rozeszły się
po hotelu fascynujące wieści dotyczące ciężkiego stanu naszego
trenera Aarcha, a mianowicie był ciężarny. Wszyscy bardzo
podekscytowani oczekiwaliśmy przyjścia na świat młodego Snow
Kida; Z początku niewinnego niemowlęcia, któremu z czasem można
wszczepić wiele dobrych nawyków, zachowań, nauczyć go
odpowiednich manier i ogółem rzecz biorąc, wychować go. Gdyby
jednak ów młodzieniec okazał się dziewczynką, będzie mógł
wówczas zostać naszą żoną (n a s z ą - wspólną - żeby
uniknąć niepotrzebnych kontrowersji). Bardzo miałem ochotę, by
obwiesić tę nowinę naszym koleżankom płci pięknej (pomijając
D’Joka, który zdążył się obeznać w temacie). A poza tym –
dziwnym zbiegiem okoliczności – zniknął wszelki obkład na
kanapki (chodzi o takie małe kanapki z chleba bądź bułek, nie o
sofę stojącą w salonie), a panniska posiadały jajka, toteż
mogłyby nam łaskawie wyprodukować pastę jajeczną (do kanapek,
rzecz jasna, choć Mark myje nią zęby z pewnych powodów).
Niewiadomą jest
także kwestia samej ciąży Aarcha. Ciążaty z całą pewnością
jest, acz nikt ze Snow Kidsów nie ma niebieskiego pojęcia, kto jest
ojcem… Podejrzewamy Artegora lub Clampa, zresztą niczego nie można
przedwcześnie stwierdzić, bowiem dobrze wiemy, iż najbardziej
kwalifikują się Adin i Dame Simbai.
Ponadto Mark zakupił
paczkę petard sylwestrowych. Niemniej w ostrzeżeniu nie było
napisane, iż są one niezdatne do jedzenia, zatem spożył je ze
smakiem od zaraz. Po czasie miał iście przerażające problemy z
układem pokarmowym i stwierdzić, iż trzeba wszcząć poszukiwania
niegodziwca-producenta petard, który nie pofatygował się ostrzec
przed konsumpcją artykułu.
Podsumowując, mamy
do załatwienia trzy ninjowskie misje; namierzenie Mei, Tii i pasty
jajecznej, namierzenie sprawcy ciąży Aarcha, namierzenie producenta
petard. W związku z powyższym podzieliliśmy drużynę na osobne
drużyny. Bez Mei i Tii (i pasty jajecznej) było nas siedmiu. Po
chwili z kominka wyskoczyła Babcia Stefcia i wyjątkowo porwała
Rocketa i tym sposobem zostało nas sześciu. Nasze dwuosobowe grupy
wyglądały następująco: Ahito + Mark; Ja + Thran; D’Jok + Sinedd
(= miętowa miłość). Mnie i Thrana zobowiązano do przyprowadzenia
Mei, Tii i pasty jajecznej. Ahito i Markowi przydzielono
zdemaskowanie legendarnego gwałciciela podeszłych starców. D’Jok
i Sinedd poszli zaś – ładnie ujmując – uderzyć producenta
petard. Poza tym Thran obdarował nas krótkofalówkami przebranymi
za kieszonkowe bakłażany, aby nie wzbudzać podejrzeń.
* * *
- Oto mój znakomitej jakości
oryginalny lokalizator piracki! – wyrecytował Thran.
- Niewątpliwie… - odrzekłem
cynicznie, bowiem wszelki sprzęt rzekomo należący do piratów, był
naprawdę skradziony technoidowi.
- …zaraz nam powie, gdzie są nasze
zguby… - Stałem jak głupek, przyglądając się poczynaniom
Thrana i jego kosmicznego urządzenia, czekając na jakieś komendy.
Póki co nie byłem nadto potrzebny. – Jest! I każe kierować się
w tamtą stronę! – zarządził kolega entuzjastycznie. Tymczasem
doszedł mnie dziwny odgłos dobiegający z moich spodni. Niemniej
moja trwoga szybko przygasła; Przypomniało mi się, że przecież
trzymałem w kieszeni bakłażan. Przystawiłem urządzenie do ucha:
- Halo? Jest tam kto? – pytał po
drugiej stronie D’Jok.
- Nie, nie ma – odpowiedziałem
roztropnie, po czym odczekałem minutę, aż mój rozmówca pojmie
dowcip.
- Cha, to śmieszne – stwierdził
mój nadzwyczaj rezolutny przyjaciel. – Thran, połącz nas proszę
z Markiem. – Ten zaś, również z bakłażanem przy uchu, odparł:
- Powinni odebrać. Wibracja działa na pewno. – Pomyślałem sobie
wtenczas, iż Mark z pewnością zapomniał o bakłażanach i dla
usunięcia dziwnego uczucia wibrującej krótkofalówki drapie się
po tyłku.
- Aaa!!! – dosięgły nas
przeraźliwe krzyki Marka. Zresztą nie dziwota, gdy był w parze ze
świętej pamięci Ahito. – Ten zombie nagle ożył! I powiedział,
żebym odebrał bakłażan. I nie macie pojęcia, co zrobiłem!
- Odebrałeś? – zapytałem
sceptycznie.
- Nie! Przypomniałem sobie, że ten
bakłażan to krótkofalówka i ją odebrałem!
- Ach, serio? – zapytałem znów
sceptycznie.
- Nie! Gdyż wpierw zupełnie o tym
zapomniałem! Nie wiedziałem o co chodzi, zatem począłem się
drapać po tyłku, aby zlikwidować uporczywe uczucie swędzenia w
okolicach odbytu.
- Ach, doprawdy? – zapytałem także
sceptycznie.
- Coś ty! Wpierw też uznałem, że
mam półpaśca i … - Zanim Mark zdążył dokończyć, D’Jok mu
przerwał, zresztą odechciało mi się cały czas stawiać
sceptycznych zapytań.
- Chciałem powiedzieć Mark, że
odnaleźliśmy z Sineddem dom tego całego producenta petard. Co mamy
teraz według ciebie zrobić? – Ton głosu dawał po sobie znać,
że chłopak jest mocno zażenowany charakterem swojego zadania.
- Wylejcie olej rzepakowy przez komin!
Albo nie! Lepiej benzynę! Bo jak w środku będzie ogień, to mu dom
wysadzicie, buhahahahahahahahahahaha! – powiedział Mark, śmiejąc
się przy tym sadystycznie.
- Okej – powiedział D’Jok i
odszedł z Sineddem, co słychać było po dźwięku patatających po
chodniku kucyków.
* * *
Wyłączyliśmy bakłażany na powrót
i trwaliśmy w takim stanie przez dziesięć minut. Wraz z Thranem
dochodziliśmy powoli do akilliańskiego szpitala, gdy nagle znów
zadzwoniła krótkofalówka.
- Cześć, to my! – odezwał się
Sinedd. – Już wiemy, kto zapłodnił Aarcha!
- Kto?! – zapytał coraz bardziej
zaintrygowany Thran.
- Święty Mikołaj!!! – wykrzyknął
dumny z siebie D’Jok. Spojrzeliśmy po sobie z Thranem, upewniając
się przy tym, że wypowiedź D’Joka rzeczywiście brzmiała jak
głupi żart.
- Czyżbyście nie wierzyli?!
Patrzcie, co znaleźliśmy w odebranych SMS’ach w telefonie Aarcha!
Adin mu to wysłała i wszystko już, ogólnie rzecz biorąc, wiemy,
zważywszy na to, iż życzenia od Adin nigdy nie są szczere.
Zwróćcie uwagę:
Dziś Mikołaj
jest nie w sosie,
Elf przeleciał mu
gosposie.
Aktem zemsty dziad
brodaty
Rucha wszystkie
inne skrzaty.
Renifery oburzone,
Bo ich tyłki też
ruszone.
A więc życzę Ci
wszystkiego najlepszego,
By Mikołaj Cię
nie „tego”.
* * *
Dzięki zeznaniom wyrośniętych
kolegów zupełnie zmieniłem zdanie o Świętym Mikołaju. Aż
ciarki mnie przeszły na myśl, że ten brodacz może czaić się
gdzieś w krzakach i na mnie czyhać. W pewnej chwili dziwny
sprzęcior Thrana stwierdził, że niewiasty ukrywają się w
szpitalu. Wspięliśmy się zatem na drzewa i wskoczyliśmy przez
okno do środka. Oczywiście byłem in cognito i mało co widziałem,
wskutek cały czas potykałem się po drodze, co najmniej jak dziadek
Roman. Całe szczęście zastaliśmy pusty pokój. Thran niczym
prawdziwy tajny agent wyjrzał zza drzwi, po czym raptownie się
schował.
- Są tam ludzie… - szepnął. „Nie,
wiesz? Myślałem, że małpy” – dodałem w myślach. Tymczasem z
pokoju nieopodal dobiegły nas szczekania i miauczenia Aarcha.
Pognaliśmy tam bez zastanowienia. Bardzo chcieliśmy załapać się
na poród.
- Poszalałyście??!! – Wrzeszczał
spaślak na dwie, sterczące nad nim, pielęgniarki.
Okazało się, że Aarch cały czas
miał do czynienia z przebranymi Mei i Tią. Po wydarzeniach z
ubiegłego rozdziału lekko im się przytyło; Pączki nie okazały
się zbyt dobrą recepturą na skuteczne odchudzanie. Wskutek
postanowiły wstrzykiwać ludziom tłuszcz w brzuchy, aby inni byli
grubsi od nich. Jedną z ich ofiar okazał się Aarch, który dostał
zawału pachwin po tym, jak Artegor go rzucił, bo w kamerach ujrzał
zdradzającego go z Adin Aarcha. – I wszystko jasne! A dzidziuś u
Snow Kidsów będzie i tak, ponieważ „Adin jest ciążata”, jak
to ujął profesjonalny doktor Konrad.
Zadowoleni, że udało nam się
rozwikłać zagadki i zakończyć misje, usiedliśmy przed
telewizorem, gapiąc się, jak przez pełną godzinę cały czas
emitują reklamy Mice’a bez cukru.
- W sumie dobrze, że nie mamy już
żadnych problemów. Teraz z czystym sumieniem możemy zacząć nowy
rok! – weselił się D’Jok. Nagle w telewizji zabłysł
komunikat:
Poszukiwani D’Jok i Sinedd ze Snow
Kidsów. Oskarżeni za wysadzenie w powietrze domu pewnego producenta
petard wraz z rzeczonym właścicielem owej posiadłości. Jeżeli
nie zgłoszą się na posterunek policji w ciągu 72 godzin, Święty
Mikołaj nie będzie dla nich dobry w tym roku.
To ostatnie zdanie mocno emanowało
grozą… D’Jok wybuchł płaczem i pobiegł szukać Sonego (który
był wówczas na Genesis, ale to szczegół).
___________________________________________________________
Nie bijcie!!! Wiem, że wyszło słabo... :'(
Haniack pozdrawia, a życzenia
składała już w ostatniej notce. :)
Cadenzie, Ali,
Kacperkowi, Laurce, Wice,
Mrocznej Kiwi <3
By the way… Kacper, Laurka,
jesteście tam???!!! :(
Jeden z lepszych rozdziałów od ostatniego czasu.
OdpowiedzUsuńMoim skromnym zdaniem wyszedł świetnie( niczym ***** *********- mam nadzieję iż się domyślisz ;P).
Pozdrawiam i życzę szczęśliwego roku pełnego patatających KWCSów i nie powiem co robiących włochaczów. A jak chodzi o przerwaną grę w państwa i miasta, to sorry. Weszli wkurzeni do mojego pokoju( co Małgosia chyba słyszała) i wyłączyli telefon :(
* Ala
UsuńAaa, ok :) Małgorzat coś tam wspominał... Nie miałam kasy, żeby odpisać. I nie wiem, czy będę mogła pojechać do babci, bo właśnie się na mnie wkurzyła, że nie wysłałam jej życzeń (Marysi też to się tyczy). Ogółem może jutro bądź za parę dni jej przejdzie... xD A nawet jak nocować tam nie będę mogła, to namówię rodziców na wypad do kina albo na basen, a wówczas się spotkamy... :]
UsuńPS: A poza tym uważam, że rozdział nie jest zbytnio dobry... Ale kwestia gustu.
PPS: Nie, niestety nie domyśliłam się, co kryje się za gwiazdkami... Dziwne... o.O Coś z majonezem? Taka tam myśl mnie naszła... :]
PPPS: Trzeba wszcząć śledzenie Włochacza. xD
PPPPS: Ciekawe, czy KWCS lubi żelki... o.O
PPPPPS: Haha, pewnie zauważyłaś, że znalazłam sobie kod na padający śnieżek... Ładny, nieprawdaż??? :D
Pzdr :*
Cadenza:
OdpowiedzUsuńVERYVERYVERYVERYVERY...
le 5 hours later
VERYGOOD rozdział <3
Idealny! :)
A gdzie moje namiętne chwile z D'Jokiem? :D
Hahaha. Wiele znaczy dla mnie ten blog, tak jak i ty.
Piszesz fenomenalne rozdziały. Ja wrócę w wieeelkim stylu xd
Skoro ty mówisz mylove, to ja będę mówić honey. xD
Myhoney, jestem oszołomiona. Nie omieszkam dodać, iż ja już wczoraj przed północą czytałam, tyle że zepsułam komentarz :c
Myhoney, niechaj że złote platynowe pióro kacze panny Haniaqq nigdyż nie spoczywa!
Wyrazy pozdrowień i uśśściski <33333333 ;***
jeestem i nie słaby, ale bardzo dobry i po paru słowach już pomału sie sssssssówałem z krzesła. :D to tyle dziękuje
OdpowiedzUsuńpozdrawiam was
A którześ ty jesteś, drogi jegomościu o_O
UsuńNastępna! Zabije! Tu nie ma żadnego gorszego rozdziału! Są najlepsze! Nigdy wam nie dorównam. D'Jok mnie powala na dywan, który ma na mnie focha od bardzo dawna...
OdpowiedzUsuńBoski, fantastyczny, genialny...nie ma synonimów na rozdział!
Zaskoczę Cię
...
...
...
...
...
KOCHAM CIĘ!<3 xD
MTFBWY!<3
Ps. thx za dedyś :*