poniedziałek, 31 grudnia 2012

"Pada Deszcz"

Tego dnia obudziłem się o jedenastej. Było późno, a Snow Kids już dawno jedli śniadanie więc musiałem się pośpieszyć. Niestety Milord D'Joke zajął mi łazienkę. Zapukałem trzy razy, ale to na nic. Pewnie nawet nie słyszał będąc zajęty śpiewaniem bardzo artystycznej piosenki. :/ Zapukałem jeszcze raz, tym razem mocniej.
- Czego!?
- Może byś tak się pośpieszył? Wszyscy już dawno jedzą śniadanie!
- No to idź na śniadanie. Teraz jest zajęte i na razie nie planuję ci ustąpić. - Z D'Jokiem lepiej się nie kłócić. Znając go pewnie zamierzał na złość siedzieć tam cały dzień. Odpuściłem i poszedłem do pokoju bliźniaków. Na szczęście Thrana nie było a Ahito spał więc ze spokojem mogłem się wykąpać. Nagle Ahito, jakby pojawiając się znikąd, otworzył drzwi łazienki z przerażeniem w oczach.
- Co ty tu robisz?
- Nic! - Odpowiedziałem, pryskając mu prysznicem w twarz, dzięki czemu szybko uciekł.
Gdy już zszedłem na śniadanie, byli tam wszyscy, prócz D'Joka. Mark, który siedział koło mnie wcinał tosty z serem, jakby nic nie jadł przez cały tydzień. Dame Simbai przyniosła też dla mnie. Już zacząłem jeść, gdy nagle zauważyłem że tosty znikają mi z talerza. Nie miałem siły się kłócić, więc to zignorowałem.
- Siema wszystkim! Pewnie za mną tęskniliście! - Przywitał się D'Joke. - Szkoda, że nie zostałeś czekać na łazienkę, Micro Ice. W międzyczasie skomponowałem genialną piosenkę.
- Ta... Jesteś świetnym kompozytorem... - Skomentowałem z ironią.
Wszyscy wpatrywaliśmy się w deszcz, który padał za oknem. Na Akillianie zazwyczaj padał śnieg, który właśnie zamienił się w błoto. Dame Simbai, tak jak co dzień, otworzyła okno i wystawiła w worku jedzenie dla ptaków.
- Arch? Czy możemy wyjść na dwór? - Zapytał Mark.
- Stanowcze nie! Nie widzisz tego błota? - Arch był wyraźnie zawiedziony tym pytaniem.
Po śniadaniu postanowiliśmy wymknąć się z hotelu. Dzięki pomocy Thrana, wyszliśmy wentylacją z willi, zostawiając Mei, Tię i Ahito (który spał).
- Tylko uważajcie żeby się nie pobrudzić, bo Arch nie będzie zadowo... - Rocket nie dokończył, a ja już wylądowałem w  kałuży. (Ja to mam szczęście.) Wszyscy wybuchli śmiechem, widząc mnie całego w błocie. Rocket dodał - Z resztą róbcie jak chcecie, ale ja się do tego nie przyznaję.
- O, fajnie! - Ucieszyłem się. - Wiesz jak cię lubię... - Podszedłem do D'joka  i przytuliłem go, brudząc go błotem.
- Spadaj! - Nie lubił być brudny. W tym czasie Sinedd, Mark i Thran zaczęli już bitwę na błoto. Ponieważ byłem już brudny, śmiało do nich dołączyłem. D'Joke zaczął się już wycofywać, gdy Mark wrzucił mu błoto do gaci.
- Hahahaha! - Radował się Mark.
- Ale śmieszne! - Zdenerwował się D'Joke i wlepił mu błoto w twarz. Chłopacy zaczęli się bić, a ja, Sinedd i Thran oglądaliśmy ten pojedynek. Nagle ptak usiadł mi na ramieniu. Po paru sekundach było ich pięć. Odwróciłem się i zauważyłem mnóstwo ptaków, lecących w moją stronę, więc nie zastanawiając się zacząłem uciekać.
- Na pomoc! Ptaki się mnie uczepiły!!! - Wołałem. Nagle usłyszałem głośny wybuch śmiechu Sinedda. - Sinedd! Coś ty znowu zrobił!? - Nie musiałem długo szukać sprawcy.
- Hahaha! Wsypałem ci do kaptura jedzenie dla ptaków! - Miał niezły ubaw.
- Ach tak? - Odpowiedziałem, po czym wziąłem z kaptura garść ziarenek dla ptaków i rzuciłem nimi w Sinedda. Już się ucieszyłem, gdy zza moich pleców, Thran założył mi kaptur, w celu wysypania mi ziaren do włosów. - Fajnie...
Tak więc, po wielu bitwach na dworze, cali brudni wróciliśmy kanałami do hotelu. Ubrani w czyste ciuchy, poszliśmy na obiad. Siedzieliśmy sobie spokojnie, gdy nagle odezwała się Dame Simbai. - Jak to możliwe, że ptaki tak szybko zjadły ziarenka? Czy ktoś je ruszał? - To pytanie nas rozwaliło... Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Wreszcie odezwał się Sinedd:
- No... Tak się składa, że Micro Ice je zjadł... - Ten komentarz wywołał śmiech wszystkich tu obecnych, a Tia, Mei, Ahito, Arch, Clamp i Dame Simbai łatwo w to uwierzyli widząc ziarna w moich włosach. Cóż... takie bywa życie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz